Syriusz
był w zimnym, ciemnym korytarzu. Siedział na parapecie i liczył pająki
już dłuższy czas. Teraz aktualnie czekał aż mu się pokaże. Nie wiedział
kto. Na pewno był to ktoś płci żeńskiej, poznał to po stukocie obcasów.
Ten ktoś się spieszył. W miarę gdy kroki słyszał coraz bliżej pająki
przestawały go interesować. Wiedział już kto to. Rozparł się na
parapecie jak na tronie, uśmiechnął nieziemsko i czekał. Dziewczyna
przeszła szybko koło niego, wprawiając jego włosy w ruch. Nagle
zatrzymała się i zrobiła trzy kroki w tył.
- Co robisz? – zapytała sucho Ann.
- Mnie też jest miło cię widzieć, kwiatuszku.
- Okej, to bez sensu.
- Dlaczego? Czemu to mówisz?
-
Bo najwyraźniej zamierzasz zacząć się zgrywać, a to był bardzo, bardzo
dziwny dzień i nie mam na to ochoty. – Wyraźnie zatroskana założyła
sobie opadającą na oczy grzywkę za ucho.
Na twarzy Syriusza odmalowało się zainteresowanie. Zeskoczył z parapetu i zajrzał jej w twarz.
- W porządku?
Spojrzała na niego zdziwiona.
-
Tak. – Kiedy uniósł brwi, dodała – To nic czym mógłbyś się przejąć,
jestem zmęczona. Po raz pierwszy biblioteka tak mnie wykończyła.
- Kurz, dziwne światło. Pani Pince. Załapałem.
Ann uśmiechnęła się pod nosem.
- Przekopałam wszystko. Tylko w Dziale Ksiąg Zakazanych nie byłam.
Syriusz uśmiechnął się przebiegle. Dostrzegł swoją szansę.
- To może być twój szczęśliwy dzień. Mogę w tym pomóc.
- Mógłbyś? – Dziewczyna wyraźnie się ożywiła.
- Bywam tam średnio raz w tygodniu – przyznał z dumą w głosie.
- Byłoby doskonale! Nawet nie wiesz jakie to dla mnie ważne. Dziękuję ci jak mogę. Będę twoją dłużniczką.
- Ale…
-
Zawsze musisz mieć „ale”? – Zacisnęła szczęki i skrzyżowała ręce. Było
za pięknie. Jej życie zawsze musiało być pokręcone. Zgodzi się na
wszystko. Czy ma inne wyjście? Kobieca intuicja podpowiadała jej, że w
Dziale Ksiąg Zakazanych będzie to, czego szuka. Trzymał ją w garści. –
Słucham.
- Umówimy się.
Prychnęła z oburzeniem.
- Jaki z ciebie dupek. Dzięki. Sama sobie poradzę. – Przebiła go lodowatym wzrokiem i odeszła.
- Jeszcze wróci hipogryf do zagrody! – krzyknął za nią rozeźlony.
Tego
wieczoru Ann położyła się wcześnie. Zmęczenie dawało jej w kość, ale
nie miała też ochoty na żywe dyskusje, jakie toczyły się dzisiaj pośród
przyjaciół.
Kiedy
dormitorium się zapełniło i zapadła cisza odchyliła kołdrę. Całkowicie
ubrana, gotowa do wyjścia, opuściła ostrożnie dormitorium. Była w
połowie drogi do wyjścia.
- Ann? Co robisz?
- James. Czemu szepczesz?
- Lily zasnęła i nie chcę jej budzić .
McKartney wyciągnęła szyję i dostrzegła przyjaciółkę ułożoną wygodnie na klacie Pottera.
- Gdzie idziesz?
-
Em… Do kuchni. – Nie dając czasu na reakcję odwróciła się i wyszła.
Cichuteńko przemierzyła korytarze docierając pod bibliotekę.
W
bibliotece było strasznie i ciemno. Bała się zapalić różdżkę. Dział
Ksiąg Zakazanych znajdował się na końcu Sali. Zatrzymała się przed
sznurem oddzielającym tą część pomieszczenia od reszty. Teraz albo
nigdy. Wzięła głęboki wdech i przelazła przez sznur. Zrobiła kilka
kroków rozglądając się po przebrzydłych księgach. Wzięła jedną i
otworzyła gdziekolwiek. Kartki książki natychmiast zaczęły nasiąkać
krwią. Odłożyła ją z obrzydzeniem.
Nagle
za nią zapaliło się światło. Odwróciła się przerażona. Zatkano jej
usta. Stał przed nią Syriusz udzielając jej bezsłownej nagany.
Przyciskał palec wskazujący do swoich ust. Kiedy oczy Ann przeszły od
przerażenia do ulgi powoli opuścił dłoń.
- Syriusz? O Merlinie, to tylko ty – złapała się za serce i wypuściła powietrze.
- Cieszysz się? – zapytał, z typową dla siebie bezczelnością.
- Okrutnie. Co tu robisz?
- Co ty tu robisz?
- Muszę coś sprawdzić. – Odwróciła się do niego i spojrzała na długie rzędy ksiąg.
- To takie ważne, że aż łamiesz regulamin.
Trzy
godziny później książka wypadła z rąk Ann i pacnęła na posadzkę.
Dziewczyna osunęła się po regale i ukryła twarz w dłoniach. Traciła
miarowy oddech. Przyłożyła dłonie do ust, łzy toczyły się z zagubionych
oczu. W jednej chwili znalazł się przy niej Syriusz. Coś mówił. Dużo.
Złapał ją pod ramię i zaczęli iść.
Ann
siedziała na pulpicie ławki w klasie. Ze zwieszoną głową, w nieporadnej
pozie kiwała się w przód i w tył. Cały czas płakała i nie mogła się
uspokoić. Syriusz siedział i patrzył. Czuł się bezradny. Mógł ją jedynie
zabrać z biblioteki, żeby nie przyleciał Filch.
- Ann… - zaczął ostrożnie, kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Nie jest dobry – wybełkotała ledwo zrozumiale.
- Kto?
-
Mój ojciec. – Uniosła głowę, wycierając wierzchem dłoni nos. –
Myślałam, że go znajdę a on się nami zaopiekuje. Że nas pokocha. Lucy
nie znała mamy. Chciałam jej dać rodzica. – Z jej oczu poleciały świeże
łzy. Wciąż patrzyła Syriuszowi intensywnie w oczy. Wyglądała jakby
liczyła na pomoc. Ale on stał tylko przed nią i się patrzył. –
Wyobrażałam sobie domek z ogródkiem i placykiem zabaw dla Lucy. Wiesz,
to takie żywe dziecko. Miałaby domek na drzewie, który on by dla niej
zbudował. Byłby jej bohaterem. Zapraszalibyśmy dziadków na niedzielne
obiady i opowiadałby nam o swojej pracy. Dowiedziałabym się o mamie.
Dużo. Jaka była wesoła, jak się poznali, czemu ją pokochał… Wszystko
byłoby w końcu tak jak powinno być. Ale nie! On wolał przeprowadzać
chore eksperymenty na swoich pacjentach!!! – wykrzyczała. Wpadła
Syriuszowi bezsilnie w ramiona i przylgnęła do niego, wciąż zanosząc się
płaczem.
Syriusz
mocno ją do siebie przyciągnął. McKartney zauważyła dzisiaj, że ma on
bardzo ładne dłonie; duże i męskie. Jedną masował ją po plecach co
wyraźnie ją uspokajało.
Syriusz
złapał jej twarz i odciągnął na tyle by mógł na nią spojrzeć. Wytarł
jej łzy kciukami. Miała zapuchnięte, czerwone oczy. Rozchylone wargi jej
drżały. Patrząc na jej usta mimowolnie rozchylił swoje. Spojrzał jej w
oczy, przymknął swoje i się pochylił. Złapała go za nadgarstki.
Zawiedziony i zdenerwowany, odsunął się.
- Syriusz… mamy wspólną krew.
Z
jednego z wielu okien w zamku wyleciała piękna sowa. Leciała przez
śnieżycę, nie zdając sobie sprawy z tego, jaki ważny list niesie.
Niesamowicie krótki, ale tak bardzo treściwy - „Znam ją. Poznaliśmy się. Jest tutaj!”. Bez nadawcy, bez adresata...
Nie
macie pojęcia jak strasznie się cieszę, że udało mi się opublikować ten
rozdział! Chyba nigdy nie odczułam takiej ulgi dodając notkę na bloga. A
to dlatego, że z dodaniem jej męczyłam się chyba miesiąc. Zaczęłam
myśleć nawet o przeniesieniu bloga, ale kiedy tylko zaczęłam szukać
innego portalu poczułam jak wiele ten blog dla mnie znaczy. Wiedziałam,
że jest dla mnie czymś ważnym, ale nie spodziewałam się, że AŻ tak.
Myślę, że jest to dużą zasługą Pauliny i Natalii - naprawdę, bardzo dużo
dla mnie znaczycie, Dziewczyny :)
Wybija
się tutaj zdecydowanie Ann. To jej rozdział. Lubię Ann, jest całkowicie
moja. Jeśli czujecie niedosyt co do innych bohaterów to przepraszam.
Jest w tym rozdziale naprawdę wiele błędów i brak odnośnika do drugiej
części, ale musicie mi wybaczyć, bo blog.onet się obija i nic nie można
prawie tu zrobić! :C
Pewnie
nie uda mi się też zmienić informacji odnośnie najnowszej notki oraz
ogłoszenia i jest mi bardzo przykro z powodu, że na własnym blogu czuję
się jak intruz.
(Wszystkie błędy, nieścisłości, literówki, braki staram się naprawić)