Ten blog nigdy nie został porzucony.
Lily ziewając
wyszła ze swojego pokoju i chybotliwy krok skierowała do łazienki. Doszła tam z
zamkniętymi oczami, prawie po omacku. Przeczesując włosy palcami zarzuciła je
na jedno ramię. Nacisnęła klamkę, przeciągając się i mrucząc. Poczuła na
skórze, że powietrze jest wilgotne i ciężkie. Nie przejęła się tym, myśląc, że
może niedawno ktoś tu był.
Nie wiele myśląc
złapała za dół koszulki i nieporadnie zaczęła ją zdejmować.
- Zawsze
wchodzisz ludziom do łazienki i zaczynasz się rozbierać?
Momentalnie
otworzyła oczy.
Przy umywalce
stał James. Och, oczywiście, że musiał być w łazience! A jaki on w tej łazience
był piękny. Miał na sobie jedynie biały ręcznik na biodrach. Jego plecy i
ramiona były wilgotne od wody skapującej mu z mokrych włosów. Na połowie twarzy
miał krem do golenia a w ręce trzymał pędzel. Przyglądał jej się z rozbawieniem
i uniesioną brwią.
- Zdejmij do
końca. – Skinął głową w jej stronę, uśmiechając się jednym kącikiem ust.
Zrobiło mu się sucho w ustach i ciężko było mu przełknąć ślinę. Lily podniosła
bluzkę na tyle, że odsłoniła dolną część swoich piersi, ukazując cudowne
krągłości.
Evans chrząknęła
zakłopotana, opuszczając bluzkę i prostując ją na dole.
- Taki z ciebie
ranny ptaszek, huh? – zapytała z nutą pretensji.
- Nie mogłem
spać. Zazwyczaj tak mam na nowym miejscu. – Wzruszył ramionami.
- Poprzednio
spałeś jak zabity.
- Może dlatego, że z Tobą. – Posyłając jej uśmiech zrobił krok w jej stronę.
Nachylił się i pocałował miękko w usta. – Ty się chyba nie golisz – mruknął,
sięgając po ręcznik i ścierając część kremu, która odbiła się na jej twarzy.
Lily
uśmiechnęła się nieśmiało, speszona trochę jego bliskością. Był taki piękny…
- Włosy sterczą
ci nawet, gdy są mokre – zauważyła z rozbawieniem. Stanęła na palcach, wsunęła
w nie dłoń i poruszając roztrysnęła kilka kropli wody.
- A ty od rana
rumiana – skomentował jej spąsowiałe policzki.
Nachmurzyła się
odrobinę i pokazała mu język. Zaśmiał się i zaczął
golić. Przysiadła na brzegu wanny.
Podparła
głowę na ręce i przyglądała mu się z przygryzioną wargą. Jej brzuch był jednym
wielkim zawiązanym supłem. James zgrabnie przesuwał brzytwą po swojej przystojnej
twarzy. Jabłko Adama ruszało się w zachęcający sposób, gdy odchylił głowę. Był
bardzo skupiony i Lily wręcz rozpływała się, podziwiając ruszające się mięśnie
pleców. Och, co jest w tych nagich plecach? I jeszcze te dwa dołeczki nad
pośladkami. Przyłapała się na tym, że zagryzła palca.
Wzięła głęboki,
otrzeźwiający oddech i wstała. Akurat obmywał twarz, więc położyła mu dłonie na
barkach i pocałowała w łopatkę. Poczuła, że bierze głębszy oddech. Przetarł
szybko twarz ręcznikiem i odwrócił się. Oparł się o umywalkę w taki sposób, że
był na równi z Lily, a ona stała blisko pomiędzy jego nogami. Objął ją w tali,
krzyżując ręce na plecach. Uśmiech miał ogromny, a ogromne oczy prześlizgnęły
się po całej jej osobie.
Lily palcami
przewędrowała po ciepłej skórze jego pleców z góry do dołu. James pocałował ją
właśnie tak, jak uwielbiała. Gdy się zbliżał patrzył jej w oczy. Na setną
sekundy zatrzymał się jakby pytał o zgodę, a potem delikatnie kładł swoje usta
na jej. Zawsze towarzyszyło temu delikatne zaciśnięcie palców, gdziekolwiek one
były,
- Uwielbiam te
twoje piegi – wyszeptał jej do ucha. Evans pokręciła głową. Nie wierzyła w jego
słowa. To jej największy kompleks. Pogłaskał ją po brzuchu, a jej mięśnie
natychmiast się skurczyły. Dobrze pamiętała jak nieopatrznie powiedziała mu
wczoraj, że je tam ma. – Gdzie jeszcze je masz? – Pocałował policzek, na którym
naturalnie były.
- Wiesz, ja
sama musiałam odkryć, że bardzo podobają mi się twoje plecy – powiedziała
cicho. – Więc mógłbyś sam poszukać – rzuciła kokieteryjnie. Przestał całować
jej żuchwę i uniósł głowę, patrząc jej w oczy spod przymrużonych powiek.
- Moje plecy? –
zapytał zaskoczony. Kiwnęła głową, zagryzając od środka policzek. Gdy
przejechała po nich delikatnie paznokciami, w jego oczach pojawił się błysk. -
A twoich piegów mam szukać sam? – Włożył jej rękę pod bluzkę i przyciągnął
jeszcze bliżej siebie, aż poczuł napierające na niego piersi. Jęknęła
twierdząco, stając z napięcia na palcach. – Tutaj? – rzucił spojrzenie na łazienkę.
- Może być
nawet i tutaj – wyszeptała, odginając szyję i przymykając oczy. Oddech robił
jej się coraz płytszy, gdy ją całował. Wędrowała po jego plecach, jakby nie mogła się nimi
nacieszyć. Jedną jego dłoń ciągle czuła na brzuchu. Tkwiła tam jak wyraz
triumfu nad odnalezionymi piegami. Druga błądziła po jej ciele, kciukiem
dotykając piersi, gdy przesuwał ją na pośladek.
Potter złapał
ją mocno w pasie i uniósł jakby nic nie ważyła. Instynktownie oplotła go w
pasie nogami. Jedynie moment zajęło mu posadzenie jej na szafce obok.
Poruszyła
nogami, chcąc go ku sobie bliżej przyciągnąć. Poczuła jak coś miękkiego
przesuwa jej się koło kostki i zrozumiała, że ręcznik osunął się Potterowi z
bioder.
Pocałował ją
mocno. Zsunęła dłoń w dół jego pleców. Wyczuła dwa dołeczki, ciepło skóry i nic
więcej. Zalała ją fala gorąca, kumulująca się w podbrzuszu. Był nagi.
Gdy wsunął
dłonie pod jej bluzkę, natychmiast uniosła ręce. I teraz wolałaby, żeby ją
pocałował czy zrobił cokolwiek od tego bezwstydnego patrzenia.
Ujęła jego
twarz w dłonie.
- Znalazłem –
szepnął. Uniósł dłoń i jednym palcem przejechał po jej piersi. Zakrztusiła się
powietrzem, ale spojrzała w dół. Potter znaczył drogę od jednej jasnej plamki
do drugiej. Cała falowała pod głębokim oddechem, a on jedynie patrzył się na te
cholerne piegi na jej piersiach. To niewłaściwe.
Przyciągnęła go
do siebie, łapiąc za kark i pocałowała gorąco. Jęknęła prosto w jego usta.
Oplotła go rękami, by się nie odsunął.
Pocałowała jego
szyję i obojczyk.
Poczuła jego
miękkie usta na dekolcie i jęknęła. Palce Jamesa zaborczo zacisnęły się na jej
talii. Cmoknął ją kilka razy, niemal w tym samym miejscu, ale schodząc coraz
niżej.
Nagle, jakby z
mgły świadomości Lily, dotarł do niej przytłumiony dźwięk.
Lily, czując
już gorący oddech Jamesa na sutku, złapała go za głowę i uniosła. Patrzyła na
niego intensywnie. Jego oczy były zamglone, a źrenice rozszerzone tak, że
prawie nie było widać tęczówki. Po chwili jęknął zawiedziony, gdy pojął, że ktoś dobija się do domu.
Kąciki ust Lily
podskoczyły do góry, ale nie było na to czasu.
James przepasał
się ręcznikiem a Lily narzuciła na siebie szlafrok. Na miękkich nogach
podbiegła do okna.
- To Jenny! –
krzyknęła spanikowana.
- A więc to
pożegnanie – stwierdził smętnie. Miał już na sobie spodnie, a koszulę trzymał w
ręce. Ujął jej twarz w dłonie i mocno pocałował. – Zawiąż ręcznik na głowę i
powiedz, że brałaś gorącą kąpiel. Bardzo gorącą. – Uśmiechnął się, głaszcząc po
rozgrzanym policzku. Zarzucił na siebie koszulę. – Może jeszcze kiedyś wpadnę.
Cześć, Evans. – Okręcił się wokół własnej osi i już go nie było.
Szybko
zaplątała turban na włosach i przemyła twarz zimną wodą, co nic nie pomogło.
Podbiegła do drzwi, gdy one się otworzyły, prawie uderzając ją w twarz.
Jenny miała
wystraszone oczy i klucze dzwoniły w jej rozedrganych dłoniach.
- Lily! –
Odetchnęła głęboko. – Żyjesz.
Ups, nie było
dobrze. Nazwała ją „Lily”, a nie Lisek. Przytuliła ją mocno, miażdżąc jak
imadło. Evans skrzywiła się.
- Nie mogę
oddychać – wydusiła.
- Myślałam, że
coś się stało! – syknęła z pretensją. – Boże, Mary by mnie zabiła… - mruknęła
bardziej do siebie. – Jednakże, dom ciągle stoi! – Obejrzała inspekcyjnym okiem
wnętrze. – Ktoś jest tutaj?
- Nie –
odpowiedziała nieco za szybko. Jenny zmarszczyła brwi. – Moja przyjaciółka nie
dała rady, więc oglądałyśmy z Mimi telewizję do późna i zasnęłam na kanapie.
Brałam cieplutką kąpiel jak zaczęłaś się dobijać. – Przekręciła oczami.
- Więc jeszcze
nic nie jadłaś. Dobrze. Chodź, mam w samochodzie zakupy. Pomożesz mi je wnieść,
Lisku. – Puściła jej oczko, wyjmując kluczyki z kieszeni.
I Lily wyszła w
szlafroku przed dom, wypuszczając wstrzymywane w płucach powietrze.
Czas spędzony z
Jenny zawsze był dobry. Uśmiech nie schodził Lily z twarzy, gdy była w
pobliżu, ale teraz była pewna, że przez te pięć dni nabawiła się pierwszych
zmarszczek. Głównie opalały się w ogródku na leżakach. Wieczorami siadały w
altance obstawione świeczkami, które rzucały światło na karty tarota. Jenny nie
znała się na nich ani trochę i robiła to dla zabawy. Evans była do nich
sceptycznie nastawiona do wróżbiarstwa, ale czerwone wino pozwalało jej nie
patrzeć na to głębiej.
Evans każdego
wieczora miała oko na swoje okno, wypatrując sowy. Ten dupek, znany jako James
Potter, nie zająknął się nawet słowem od ostatniego razu, gdy się widzieli. I
Lily dobrze wiedziała, że on wie, że nie ma jak teraz wyskoczyć na Pokątną na
Pocztę. Posiadanie własnej sowy ułatwiłoby tak wiele, ale Petunia nie znosiła
ptaków. Twierdziła, że są głośne i niepotrzebne. Lily kiedyś nieźle oberwała,
gdy powiedziała siostrze, że w takim razie są zupełnie jak ona.
Więc szóstego
dnia, gdy tak jak zwykle siedziała z Jenny w altance przelewając wosk, omal nie
udusiła się winem, widząc ciemny kształt na swoim parapecie. Odstawiła szybko
kieliszek, kaszląc i czując jak oczy zachodzą jej łzami. Jenny wybuchła
śmiechem,
- Muszę to
sprać – rzuciła Evans, zrywając się od razu od stolika. Bluzkę miała nieco
zaplamioną, ale gdy wpadła do siebie nawet jej nie zdjęła.
To sowa Dorcas…
To sowa Dorcas!
Pogłaskała
Feliksa po główce, ale nie miała nic dla niego, więc dziobnął ją w palec. Nie
chciał też oddać listu. Lily zmrużyła niebezpiecznie oczy, ale wróciła na dół
do kuchni.
- Wszystko ok.?
- Tak, Jenny!
Zapomniałam soli – odkrzyknęła biorąc kilka ciastek.
Rzuciła je
puszczykowi, który momentalnie upuścił list na podłogę i zajął się jedzeniem
Cześć, Lily!
Wiem,
że Twoi rodzice wyjechali i jesteś teraz z ciocią,
ale czy mogę Cię odwiedzić? Muszę o czymś
z Tobą porozmawiać.
Dorcas
P.S. NIE KARM GO! Niedługo się nie ruszy.
Lily prychnęła.
Z Feliksem układ był prosty – jest jedzenie, dostajesz list. Wyrwała kartkę z
zeszytu i szybko odpisała.
Cześć,
Dorcas!
Oczywiście,
wpadaj! Ale jeśli to „nasze” sprawy
to
musisz zostać na noc, bo Jenny nie da nam
spokoju.
Pasuje Ci jutro? O której chcesz.
Lily
P.S.
Mogę wykorzystać Feliksa do własnych celów?
Rzuciła ptakowi
kolejne ciastko, dała mu list i patrzyła jak znika na czarnym niebie.
- Jenny? Dzwoni
moja przyjaciółka, to może trochę potrwać – krzyknęła przez okno.
- Okej, pobawię
się sama! – odpowiedziała, śpiewnym głosem.
Zanim Dorcas
odpisała Lily zdążyła wyczyścić bluzkę różdżką i pościelić łóżko.
Fajnie!
Dobrze, będę koło 19. Tak, możesz
napisać do Pottera.
D.
Lily
uśmiechnęła się do pergaminu. Już nie mogła się doczekać, aż zobaczy się z
Dorcas! Minęło tyle czasu.
Wyjęła dużą i
schludną kartkę i usiadła przy biurku. Wzięła mugolski długopis i jej ręka
zawisła nad kartką. Przekręcała chwilę długopis w palcach, aż w końcu rzuciła
nim z warknięciem. To on powinien
napisać do niej pierwszy.
W altance Jenny
bawiła się, wpychając palcem woskowy kształt do wody. Zanurzał się i
wypływał.
- Co to jest? –
spytała Lily, marszcząc brwi.
- Nie wiem. Co
oznacza, że nadal nie mam pojęcia czy powinnam kupić buty na platformie czy torbę – wymruczała,
podpierając głowę na ręce.
Evans zaśmiała
się. No tak, o to w tym chodziło. Te wszystkie wróżby miały wybrać za Jenny,
czego bardziej potrzebuje.
- Wiesz co,
jakoś zrobiłam się śpiąca. Położę się już.
- Coś nie tak z
twoją przyjaciółką? – Jenny zwróciła na nią swoje oczy, marszcząc czoło.
- Z Dorcas?
Nie. – Machnęła ręką. - Właściwie to
wpadnie jutro koło 19 i przenocuje. Nie przeszkadza ci to?
- Skądże! – W
oczach Jenny rozpaliły się ogniki. – Zrobimy sobie babską nockę! – Wyszczerzyła
się. – Muszę dokupić wino…
- Wątpię,
wydaję mi się, że ona chce po prostu pogadać.
- Możemy
pogadać we trzy.
- Nie.
- Hej, winooo!
- Nie.
- Idź już spać,
nie mogę na ciebie patrzeć.
Lily kolejny
raz się zaśmiała i wskoczyła do domu. Zrobiło się zimno.
Tym razem, gdy
zasiadła do pisania listu jej ręka sama sunęła po papierze.
Hej,
dupku!
Czemu
do mnie nie piszesz? Żyjesz, dotarłeś
do domu, nie rozszczepiło Cię? Wiesz, że nie mam
sowy i tak samo nie mogę wpaść na Pocztę!
Wiem, że nie zdążyliśmy ze sobą spędzić czasu
zbyt wiele, ale nie dąsaj się jak panienka.
Masz do mnie przyjechać za dwa dni. Błędnym
Rycerzem
Lily
P.S. Odeślij
Feliksa do Dorcas, ładnie dziękując, że
mogłeś dostać
ten uroczy list. Daj mu coś do zjedzenia
i więcej Cię
nie dziobnie.
Gdy
wyszła z łazienki piękna sowa Jamesa czekała w dostojnej pozycji na jej biurku.
Ulżyło jej. Pogłaskała sowę po łebku i dała jej ciasteczko. Przyjęła je powoli
i delikatnie.
Witaj, moja miła!
Otóż, moja
droga, nie piszę do Ciebie, żeby
nie
przeszkadzać Ci w spędzaniu czasu z Jenny.
Doceniam Twą
troskę o dupka.
Czasu może nie
spędziliśmy dużo, ale bardzo
Przyjemnie i
chętnie to powtórzę, gdy
Odwiedzę Cię
za dwa dni. Przyjeżdżając
Błędnym
Rycerzem.
Dupek
P.S. Feliks
odesłany, Dorcas dostanie nawet kwiatka,
Jeśli to
ptaszysko go nie zeżre. Dziękuję za radę.
A to prawdziwy
dupek!, pomyślała. Jej list nie należał do najmilszych, a on zrobił wszystko
tak, że poczuła zalewającą ją falę gorąca, gdy przeczytała jego odpowiedź. To
dupek, pomyślała jeszcze raz, musząc zamknąć oczy, gdy poczuła słodką obietnicę
odbijającą się echem w jej wnętrzu.
- Jenny,
dobranoc. Do-bra-noc - powiedziała dobitnie Lily, gdy jej chrzestna nie chciała
dać odejść Dorcas. Evans złapała Meadowes za łokieć i wciągnęła na piętro. –
Chodź, weźmiemy materac. – Lily weszła do pokoju gościnnego. Dorcas na pewno
nie będzie spała sama w osobnym pokoju tak jak to było z Jamesem. Mają przecież
podobno do obgadania jakąś sprawę. Poza tym stęskniła się za Dorcas i nie miała
pojęcia jak bardzo dopóki się nie pojawiła. Rzuciły materac koło łóżka Lily i
usiadły na nim ciężko.
- Jenny jest
zabawna – stwierdziła Dorcas. – Masz szczęście, że Petunia cię nie dogląda –
powiedziała, kładąc się i odrzucając włosy.
- O Merlinie,
pewnie.
- Przez chwilę
nawet zapomniałam o tym wszystkim co się dzieje – westchnęła.
- Tak. – Z
głosu Lily zniknęła radość. – Siedząc pośród niczego nieświadomych mugoli da
się zapomnieć. Wiesz, że przestali mi przysyłać Proroka!
- I tak niczego
byś się nie dowiedziała. Wszyscy na górze zachowują się jakby nic się działo,
ale ludzie i tak wiedzą swoje i panikują. – Przekręciła oczami, kręcąc głową. –
Tata mówi, że nawet Ministerstwo jest zinfiltrowane.
Evans
przełknęła ślinę. Odkąd wróciła z Hogwartu spędzała czas na mugolskich zwykłych
zajęciach. Najpierw zapewniał jej je ojciec, teraz była z Jenny, która nie
wiedziała, że jest czarownicą. Praktycznie znów stała się szarym mugolem, z
tym, że miała świadomość niebezpiecznych czasów, w jakich żyją.
- Wiesz, zaraz
jak wróciłam rzuciłam na dom zaklęcia ochronne najlepiej jak potrafiłam, ale…
może rzuciłabyś jeszcze raz ze mną, co? Zawsze będą mocniejsze.
- Pewnie, Lily.
– Uśmiechnęła się do niej ciepło
Dorcas –
przyzwyczajona do latających świec - była trochę zdezorientowana, gdy Lily
zapaliła lampkę.
- Feliks wrócił
do mnie wczoraj z różową cynią – zagadnęła Meadowes, gramoląc się na materacu
po powrocie z łazienki.
Evans zaśmiała
się. Myślała, że James żartował.
- Dorea nie
będzie zadowolona.
- Tak dobrze
znasz już swoją teściową? – Dorcas wyszczerzyła zęby.
- Dorea nie
jest moją teściową – wyrzuciła, nie mogąc się nie uśmiechnąć.
- Ale dobrze
między wami? To znaczy, James mówił na koniec roku, że chce mieć masę dzieci i…
- Chyba nie w
tej dekadzie – prychnęła Evans. - Nawet nie wiemy jak zdaliśmy owutemy.
- Ale
chciałabyś mieć dzieci? – zapytała poważnie. – No wiesz, z Jamesem.
Lily zatrzymała
się w połowie ścielenia łóżka i spojrzała poważnie na Meadowes.
- Chcesz mi coś
powiedzieć?
- Nie! No coś
ty, nie! – Skrępowała się. – Z Remusem nie jest tak lekko jak z Potterem. –
Westchnęła ciężko.
Lily uniosła
jedną brew, decydując, że nie skomentuje tej uwagi.
- Jakoś mnie to
nie dziwi – powiedziała, siadając na podłodze przed łóżkiem naprzeciwko
przyjaciółki. Dorcas zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc. – No wiesz, to jego
wilkołactwo.
- To nie ma nic
do rzeczy. – Cała się spięła, czując natychmiastową potrzebę bronienia Lupina.
– Nie patrz na niego przez pryzmat choroby. Inaczej go postrzegasz odkąd
wymusiłaś na Jamesie, żeby powiedział ci wszystko. Remus nie powinien musieć ci
tego mówić. Wciąż jestem na ciebie trochę zła. – Skrzyżowała ręce na piersi.
Lily zamrugała,
zaskoczona.
- Przepraszam,
ale… nie boisz się go?
Meadowes
prychnęła.
- Nie. –
Uniosła dumnie głowę. – A ty? Boisz się Jamesa, bo jest jeleniem? Od czasu do
czasu.
- To jednak nie
jest to samo. – Lily czuła, że ma rację, ale kuliła się pod niezwyczajną
pewnością siebie Dorcas.
- Nie wydaje mi
się. I mój, i twój chłopak jest kilka razy w roku zwierzęciem.
- Z tym, że mój
jest nim, gdy chce.
- Wiesz co? Mój
nie ma wyboru, twój robi to z własnej woli w dodatku nielegalnie. I jak wróci
kiedyś do domu z porożem i kopytkami to nawet nie będziesz go mogła zabrać do
Munga – wyszeptała z nieznaną sobie do tej pory zajadłością.
- Okej –
powiedziała powoli Evans i spuściła oczy. – Może załóżmy, że to co oni robią to
ich sprawa i tyle.
- Nie możemy –
powiedziała już spokojniej.
- Nie?
- Nie, bo to o
czym chciałam ci powiedzieć tyczy się właśnie tego, co robią. – Westchnęła
ciężko. – Jakiś czas temu byłam u Remusa, kiedy dostał jakiś list i bardzo się
zmieszał.
- I? –
dopytywała się Lily, nie wiedząc o co chodzi.
- I to, że to
była elegancka koperta. Z lakiem i wszystkim. Zaadresowana ładnym pismem, ale
tylko z jego nazwiskiem. Z początku nie wiedziałam czyje jest pismo, chociaż
wydawało się znajome. Jednak jakiś czas temu to wykombinowałam. Tak sądzę.
- Okej, czyje
jest? – zapytała, zaczynając się niecierpliwić.
- Wydaję mi
się, że Dumbledore’a.
- Dumbledore’a?
- Tak. I, Lily,
to nie ma sensu, prawda? To znaczy myślałam, że chodzi o pełnie. Wiesz, jak
sobie radzi poza Wrzeszczącą Chatą i takie tam, ale dziwnie się zmieszał, gdy
go o to zapytałam. A byliśmy przy temacie, więc nie krępowałby się mi o tym
powiedzieć – trajkotała, mocno gestykulując. – Wiedziałam, że chce coś ukryć. A
gdy kiedyś mu powiedziałam, że przerażają mnie te wszystkie ataki i zniknięcia
ludzi, powiedział, że robi wszystko co może, by mnie chronić. I było w jego
głosie coś dziwnego… Zdeterminowanego i poważnego. – Zawahała się przez moment,
przygryzając dolną wargę. – Lily, pamiętasz ten wypad do Hogsmeade przed
świętami? Śmierciożerców i w ogóle? Dumbledore pojawił się z tymi dziwnymi
czarodziejami, a potem Syriusz gadał coś o jakimś zakonie. Myślę, że to jakaś
nieformalna grupa i chłopaki się w nią wplątali – zakończyła, patrząc
dramatycznie dużymi oczami prosto w oczy Evans, która najpierw marszczyła brwi,
a potem prychnęła z niedowierzaniem. Otworzyła usta, po czym szybko je
zamknęła.
- Co? – zdołała
jedynie z siebie wyrzucić. Ramiona Dorcas opadły, kiedy wydawała z siebie
sfrustrowany dźwięk. - To znaczy, czy masz jakiś dowód czy po prostu to twoja
wyobraźnia? – wyjąkała.
- Lily –
powiedziała, powoli zamykając oczy. – Ani jedno, ani drugie. Po prostu tak czuję,
a fakty to potwierdzają. I! – Uniosła dłoń, gdy Evans chciała jej przerwać. –
Remus miał jakieś dziwne siniaki i otarcia no i…
- Czekaj, masz
pewność, że to nie było po pełni. James mówił mi, że wtedy wygląda nieciekawie.
- Nie –
warknęła niecierpliwie. – Po pełni były już prawie trzy tygodnie. I jedyne co
powinno z nim być nie tak to to, że wyglądałby mizernie przed następną. –
Konsekwentnie jej głos się ściszał, aż na końcu niemal westchnęła z bólem. – A
mówię, Ci, był obolały jakby pełnia była noc wcześniej.
- Och –
wydusiła z siebie Lily, bawiąc się troczkami od piżamy. – I kiedy to niby było?
- Niby prawie
dwa tygodnie temu. – Wyciągnęła rękę i zaczęła liczyć na palcach. – Dziesięć
dni temu dokładnie.
- Słuchaj,
James był u mnie tydzień temu i obolały nie był na pewno, ale chyba jakieś
siniaki czy coś bym zauważyła.
- No nie wiem,
Lily. One nie były całkiem na wierzchu, musiałby się ro-zebrać… by się musiał –
wydukała, czerwieniejąc, gdy tylko zdała sobie sprawę co powiedziała. Spuściła
głowę, ale mały uśmieszek zagościł na jej twarzy.
- No i właśnie
nie widziałam – odpowiedziała zamyślona, nie zauważając miny Dorcas. Szukała w
pamięci jakiś obrażeń na ciele Jamesa. Zmarszczyła czoło. Była tak zamroczona
tym co się działo, że mógł mieć dziurę w piersi i prawdopodobnie by tego nie
zauważyła.
- Czy wy…? –
zaczęła Dorcas, wydymając policzki powietrzem, gdy reszta zdania zatrzymała się
na języku.
- Nie! –
zaprzeczyła nieco za szybko Evans. Za chwilę wyprostowała się i spojrzała
poważnie na przyjaciółkę. – A wy?
Dorcas nie
odpowiedziała. Spojrzała w bok, zagryzając wargi, gdy uśmiech ciągnął kąciki
jej ust do góry.
- Cóż… -
Westchnęła, ciągnąc naderwaną skórkę przy paznokciu.
- O mój Boże,
Dorcas. – Lily natychmiast usiadła koło niej.
- Oj! Przecież
to nic wielkiego – burknęła, bawiąc się kosmykiem włosów.
Evans zaśmiała
się. Sięgnęła szczotkę do włosów, gumkę i kilka spinek. Postawiła za Dorcas
krzesło, które stało przy biurku i usiadła za nim. Palcami zebrała loki z
twarzy Dorcas i zaczęła je rozczesywać.
- A teraz, moja
droga, mów – zażądała.
- Sama mów! –
uniosła się, oburzona.
- Ale ja nie
mam o czym. – Ok., może i miała, ale to było nic w porównaniu do Dorcas i
Remusa. – To tobie się udało zaciągnąć pierwszego z Huncwotów do łóżka – szepnęła
jej do ucha.
- Tak, pewnie!
Bo myślisz, że Black jest taki święty – prychnęła, wciąż skrępowana jak diabli.
– James będzie trochę zawiedziony, że tak został sam z Peterem. – Uśmiechnęła
się chytrze.
- A skąd będzie
mógł to wiedzieć – rzuciła lekceważąco, przeplatając włosy Dorcas.
- No daj
spokój, pewnie sobie wszystko mówią.
- Fu! – Lily
zmarszczyła nos.
Meadowes
zaśmiała się.
- Bo to tak
bardzo różni się od tego co chciałaś zrobić przed chwilą.
Evans wzruszyła
ramionami.
- Fakt –
stwierdziła, zabezpieczając warkocza gumką. -
To jak będzie? – Wyszczerzyła się uroczo, gdy jej przyjaciółka schowała
twarz w dłoniach i jęknęła.
James bardzo
się zdziwił, gdy następnego dnia – tak jak mu powiedziano – zadzwonił do drzwi
i otworzyła mu Lily. Na policzkach miała po jednym czarnym i czerwonym grubym
pasku oraz pióropusz na głowie, opadający jej na plecy a na biodrze trzymała
dziecko. Chłopiec strzelił do niego z czegoś co trzymał w ręce. Woda spłynęła
Potterowi po twarzy, przyklejając koszulkę do ciała.
- O nie! –
krzyknęła Lily. – Tommy, nie wolno.
- Jest ok. –
wydukał James.
- A co gdyby to
nie był miły chłopak tylko pan policjant, co? – zapytała chłopca, przesuwając
się, żeby James mógł wejść do środka.
- Wtedy pan
policjant byłby mokry – odpowiedział powoli i logicznie Tommy.
- I zabrał by
cię do więzienia – pogroziła mu, odwracając się do Jamesa. Podrzuciła
Tommy’ego, bo zsuwał jej się z biodra.
- Lil, co to ma
być? – zapytał nadal zaskoczony. W salonie rozstawiony był mały namiot w stylu
indiańskim i pełno zabawek porozrzucanych po podłodze.
Evans nie
odpowiedziała. Odwróciła głowę w stronę kuchni.
- O nie.
Nienienienienie. Przypala się – wykrztusiła, załamanym głosem. Tommy zaczął
znowu strzelać z pistoletu na wodę, gdzie popadnie, krzycząc, że jest strażakiem
i uratuje Lily.
Evans, niewiele
myśląc, wcisnęła chłopca w ręce Jamesa. Szybko wskoczyła do kuchni,
przekręcając kurki pod garnkami. Złapała za ucha, chcąc zdjąć jeden z gazu, ale
szybko je upuściła, czując palący ból w dłoniach. Gorąca woda z makaronu prysła
jej na bose stopy.
- Lily, w
porządku?! – Błyskawicznie pojawił się przy niej zaniepokojony James. Ściskał
niezgrabnie Tommy’ego, który przewiesił mu się przez ramię, głową w dół.
- Weź go na
prosto – syknęła, praktycznie już widząc jak mały wyślizguje mu się z rąk i
rozbija głowę.
Evans zabrała
Tommy’ego do ogrodu, a Potter – po tym jak Lily ze łzami w oczach poprosiła go
o to – został by posprzątać. Wciąż nie rozumiał o co tu chodzi; co to za
dziecko i czemu się tak przebrała. Po tym co widział w spalonych garnkach Evans
starała się przygotować makaron z serem. Kątem oka dostrzegł książkę kucharską
na półce. Do głowy przyszło mu, że z pomocą magii może uda mu się to naprawić.
To dziecko,
Tommy wpadł do kuchni w podskokach jakieś dwadzieścia minut później. Uwiesił
się palcami blatu i stanął na palcach, by zobaczyć co James robi.
- Co to? –
zapytał, łapiąc za różdżkę Jamesa, która leżała w zasięgu jego ręki. Nie
czekając na odpowiedź zaczął nią machać i uciekł z kuchni. James nie przejął
się tym. Co niby mógł nią zrobić?
- Tommy, nie
wolno! – krzyknęła Lily i James przymknął oczy, klnąc. Oczywiście, Lily
widziała w tym problem. - Usiądź tu na
chwilę i grzecznie się pobaw, dobrze? – powiedziała słodko do Tommy’ego,
sadzając go na krześle przy stole. Przejechała mu samochodzikiem po ramieniu i
zaparkowała na stole. Tommy od razu złapał go w swoje niezdarne ręce.
Podeszła do
Jamesa, kłując go w tyłek jego różdżką. Skrzywił się nieznacznie, jednocześnie
uśmiechając. Nadal był skupiony na mieszaniu w garnku.
- Co ty sobie
myślałeś dając dziecku TO? – Wcisnęła mu różdżkę do kieszeni zakryła wystającą
część koszulką.
- Sam wziął. –
Wzruszył ramionami.
- Jesteś
kompletnie nieodpowiedzialny, chyba nie…
- Hej, nie
pisałaś, że chcesz, abym pomógł zająć ci się dzieckiem, gdy pisałaś,
przepraszam, rozkazałaś mi dziś przyjechać. – Uniósł zaczepnie brew.
To ja trochę
zmieszało. Zerknęła na Tommy’ego. Bawił się, jeżdżąc autkiem po oparciu
krzesła.
- To dlatego,
że sama dowiedziałam się jakieś dwie godziny temu. – Westchnęła, przyglądając
się Jamesowi jak gotuje i uśmiechnęła się. – Opowiem ci później, przepraszam.
Potter
uśmiechnął się do niej ciepło. Nachylił się szybko i pocałował ją w kącik ust.
- Fuuuuj! –
Usłyszeli dziecięcy głos i oboje spojrzeli w tamtą stronę. Blond głowa chłopca
wystawała zza stołu.
- Ej, przez
ciebie nie przywitałem się jak należy z moją dziewczyną, więc bez takich. -
James wycelował w niego drewnianą łyżką.
- Lily jest
twoją dziewczyną? – zapytał z wielkim zdziwieniem.
- Tak –
powiedział zadowolony. Lily wyjęła miski z szafki.
- Czemu?
Ręka Jamesa
zamarła. Wytłumacz to dziecku. Wytłumacz, że gdy ją widzisz serce ci
podskakuje, wnętrzności skręcają się w supeł, w ustach robi się sucho, ręce ci
się pocą, masz ochotę zanurzyć dłoń w jej włosach i przyciągnąć do siebie by
zasmakować tych pełnych ust, poczuć jak jej ręce błądzą po twoim ciele i już nigdy
chciałbyś nie musieć jej puszczać – wytłumacz to wszystko dziecku.
Lily
szturchnęła go łokciem w żebra. Spojrzała na niego oczekująco z uniesionymi
brwiami i uśmiechem błądzącym w kącikach ust. Nałożyła do trzech misek makaronu
z serem, który ugotował James. Wzięła dwie – jedną dla Tommy’ego, który oblizał
się i machał wesoło nogami pod stołem i drugą dla siebie. Zaczęła jeść zanim
usiadła. Pachniało przyjemnie i było dobre. James wziął porcję, nałożoną przez
Lily i dosiadł się do nich. Spojrzał na nią. Ależ była piękna. Jej rozpuszczone
włosy były całe potargane i lubił to. Spod namalowanych na policzkach pasków
wybijały się rumieńce i wiedział, że to nie od zdenerwowania czy podniecenia,
ale od biegania za Tommym. Miała na sobie białą bluzkę z dekoltem w kształcie
V. Był na tyle głęboki, że gdy pochyliła się by włożyć Tommy’emu widelec w
rękę, by nie jadł palcami, zobaczył zagłębienie między piersiami. Zachodzące
słońc odbiło się na jej skórze i dostrzegł kilka jasnych piegów. Zadrżał na
ten widok.
- To czemu? –
Tommy kopnął go w kolano.
- Co czemu? –
Odchrząknął odrywając oczy od rudej, która lekko się uśmiechnęła.
- No czemu Lily
jest twoją dziewczyną!
- Właśnie,
James. Też chcę to usłyszeć – powiedziała Evans, zakładając włosy za ucho i
opierając brodę na ręce.
James pochylił
się nad Tommym.
- Spójrz na nią.
Czy nie jest piękna?
Tommy spojrzał
na swoją opiekunkę i zagryzł wargę. Za chwilę spuścił głowę w uroczym
dziecięcym zawstydzeniu.
- Noo… -
mruknął, bawiąc się swoimi palcami. Przez kuchnię cicho przemknęła Mimi, ale nie
umknęła wzrokowi czterolatka. Zerwał się z krzesła i zaczął ją gonić.
Lily szybko
poderwała się z miejsca, czując, że powinna za nim biec. Zanim to zrobiła
podeszła do Jamesa.
- Myślałam, że
widzisz we mnie coś więcej niż ładną buzię. – Nachyliła się i cmoknęła Jamesa
głośno w policzek, kradnąc mu kluskę z miski. – Dobre. – Usłyszała rozwścieczoną
Mimi i chwilę później płacz dziecka. – Cholera – syknęła, wybiegając do ogrodu.
Godzinę później
Lily dała buzi Tommy’emu, gdy mama w końcu przyszła go odebrać. Chłopiec
przybił piątkę z Jamesem i odszedł w stronę swojego domu.
Evans oparła
czoło o ścianę i odetchnęła głośno. Trochę się spięła, gdy poczuła dotyk na
biodrach. Rozluźniła się zaraz po tym jak James pocałował ją w kark.
- Och, Lil,
oczywiście, że widzę w tobie coś więcej niż ładną buzię.
Uśmiechnęła się
i okręciła, by stanąć z nim twarzą w twarz.
- A co jeszcze?
– zapytała, kokieteryjnie przekręcając głowę i zarzucając mu ręce na szyję.
- Te piegi są prześliczne – powiedział, całując ją delikatnie w policzek.
Uderzyła go w
ramię i wyplątała się z jego rąk.
- Miałeś
powiedzieć, że jestem inteligentna i mądra i że podziwiasz mnie – jęknęła. –
Panie Potter – powiedziała surowym tonem. – Stracił pan punkt. Dużo punktów.
- Ej, nie jesteśmy
w Hogwarcie! – zaśmiał się idąc za nią. Siadł i patrzył jak uprząta kuchnię.
Lubił ją w kuchni.
- I wielka
szkoda – powiedziała, stawiając przed nim szklankę soku.
- Naprawdę? –
zapytał, biorąc łyk.
- Och, tak. –
Usadowiła się na jego kolanach, zakładając mu ręce na szyję i czekając aż
obejmie ją w talii. – Tam zazwyczaj przysypiałam na kanapie i budziłeś mnie
gorącą czekoladą. – Przypomniała z nostalgią. – Było łatwiej. Bezpieczniej.
Chciałabym, żeby wciąż tak było.
- Będzie, Lil.
Będzie. – Pocałował ją w skroń.
Lily zaśmiała
się krótko.
- Jakoś tego
nie widzę.
- Naprawdę. –
Złapał ją pod brodę i zmusił by spojrzała mu w oczy. – Obiecuję ci to, zrobię
wszystko byś była bezpieczna.
Lily przygryzła
wargę. Czy rozmowa naprawdę idzie w tym kierunku? Chciała spróbować wybadać
sprawę, o której powiedziała jej Dorcas – tą z tajną organizacją. Dotknęła jego
policzka i pogładziła go kciukiem.
- Niby jak?
James spojrzał
na sekundę w bok i Lily zmarszczyła brwi.
- O co chodzi? –
zapytała łagodnie.
Potter oblizał
wargi i spuścił na moment głowę. Wyglądał jakby się z czymś gryzł i głęboko
zastanawiał. Lily nie śmiała się odezwać. Bała się, że powie cokolwiek a
nastrój Jamesa zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni i obróci wszystko w żart i
znów będzie słodkim chłopakiem, rozpływającym się nad jej piegami. Jednocześnie
zaczął w niej kiełkować niepokój. Tak bardzo chciała by teoria Dorcas byłą
wytworem jej bujnej wyobraźni. Nie chciałaby, aby James narażał życie. I choć
sprawa wydawała się słuszna, nigdy nie pozwoliłaby mu tego robić. Jej mózg
zaczął serwować jej obrazy Jamesa krzyczącego ile sił w płucach i wijącego się z
bólu na jakiejś brudnej podłodze. Albo zalanego krwią z szeroko otwartymi
oczami i nieruchomego jakby jego ciało było z wosku. Poczuła jak zalewa ją tak
wielki strach, że ścisnął jej gardło. Nie
mów tego, proszę, pomyślała. Proszę,
proszę, proszę…
- Myślałam, że
Tommy jest mniejszy i mniej przystojny.
Lily i James
niemal podskoczyli. Jenny, z wielkim uśmiechem na ustach, rzuciła na blat w
kuchni mnóstwo toreb z zakupami spożywczymi. Odetchnęła i podpierając się pod
boki niczym chrześnica, odwróciła w ich stronę. Uśmiech jej zbladł, gdy
dostrzegła miny nastolatków. Lekko rozbitą Lily i zdekoncentrowanego Jamesa.
Evans nadal siedziała na jego kolanach.
- Przepraszam,
jeśli w czymś przeszkodziłam – powiedziała ze skruchą.
- Nie, to… -
Lily odchrząknęła, podchodząc do toreb i zaczęła je rozpakowywać.
Jenny uśmiechnęła
się automatycznie do Jamesa. Odwróciła się do niego tyłem i wyszeptała.
- Mam wyjść?
- Nie –
zapewniła Lily. – Zachowuj się jak gdyby nigdy nic.
- Okej. – Jenny
pokiwała powoli głową. – Więc to ty jesteś tym chłopakiem, za którym tygodniami
tęskni moja chrześnica. Nie robi się tego kobietom, James. Zawsze to prowadzi
tylko do dwóch dróg. – Oparła się o stół i zgarnęła całą uwagę chłopaka. – Albo
ona się obrazi i nie da do siebie podejść albo pozwoli ci na bardzo dużo, gdy
już się zobaczycie. – Puściła mu oczko. Lily wytrzeszczyła na nią oczy. Jenny
wzruszyła ramionami.
- Wygląda na
to, że Lil o mnie mówiła. – Uśmiechnął się James. Nie było już po nim widać
poprzedniego nastroju.
- Aww, mówi do
niej zdrobniale – powiedziała, jakby nie było ich obok. – Tak, coś mi się o
uszy obiło. A o mnie coś mówiła czy nie było okazji?
- Nie bardzo. –
Zrobił przepraszającą minę. – Chociaż możliwe, że wspomniała coś o piegach na
twoim brzuchu. – rzucił, unosząc brew.
- Moich
piegach? Na brzuchu? – Jenny nagle
wyprostowała się jakby poczuła się urażona. – Mój Boże, nawet nie chcę wiedzieć
w jakiej sytuacji postanowiła ci to wyznać.
Lily jęknęła w
duchu. James zaśmiał się krótko. Polubił Jenny.
- Nie mogłaś mu
powiedzieć o jakiejś innej części mojego ciała? – Wzniosła oczy ku niebiosom. –
Na przykład o moim tyłku. – Podciągnęła swoje dżinsy i klepnęła się sama w
miejscu, gdzie miała kieszenie. – Całkiem niezły, co? – zapytała Jamesa, przez
ramię.
- No nie wiem.
Masz na nim piegi?
- James! –
syknęła Lily, szeroko otwierając oczy. Na jej twarzy mieszało się oburzenie i
zaskoczenie.
Jenny nie
spuściła wzroku z Jamesa nawet na chwilę. Zmrużyła oczy i usiadła naprzeciwko
niego.
- Rety, jesteś
z tych gości, co nie? – zapytała cicho, wpatrując się w niego z nieprzerwaną
intensywnością, pod którą James stracił trochę na swojej postawie bystrego
chłopaka. Spojrzał kątem oka na Evans.
- Jakich gości? –
zapytał niepewnie.
- Kręcą cię piegi
– powiedziała jakby to było oczywiste. – Jak to się dobrze składa, Lisek ma ich
mnóstwo. – Nachyliła się jakby miała zdradzić mu sekret. – I na pupie również,
wierz mi.
James
zaczerpnął głęboki wdech i spojrzał na Lily. Opierała się o blat, patrząc na
Jenny i układając usta w dzióbek.
- Och, nie
wiedział. Jakże jestem szczęśliwa – wymruczała Jenny pod nosem. Wstała i
zaklaskała. – To co gotujemy, hm?
Lily ciskała w
nią błyskawice oczami, ale Jenny wydawała się niewzruszona. Odszukała czerwone
wino, po czym nalała sobie do kieliszka. Upiła trochę i zamknęła oczy.
Widocznie bardzo jej smakowało.
- Nie wiem.
Mama nie lubi jeść po podróży a tata pewnie będzie chciał położyć się jak
najszybciej spać, więc nie sądzę, żebyśmy musieli męczyć się z czymś dużym –
powiedziała w końcu, oschłym tonem.
- To po co tyle
wszystkiego nakupiłam?
- Nie wiem. –
Trzasnęła, gdy zamykała lodówkę.
- Zaraz. –
Odezwał się James. – Twoi rodzice dzisiaj wracają?
- Tak, za półtorej
godziny trzeba ich odebrać z lotniska.
- Więc czemu tu
jestem?
-
Prawdopodobnie, bo ci tak powiedziałam.
James
zmarszczył brwi.
- Więc teraz
chcesz, żeby twój tata mnie zamordował?
- Moment. –
Wtrąciła się Jenny, unosząc rękę. – Mark cię nie lubi? Lily, czemu mi nie
powiedziałaś?
- Nie wiem. –
Lily wzruszyła ramionami. – Ale chciałam, żebyś mi trochę pomogła. Tata nie
pozwalał mi się z nim widywać i chciałam, żeby dzisiaj zobaczył, jaki James
jest kochany. A przy tobie tata trochę by się powstrzymywał i może przejrzał by
na oczy.
Jenny przez
moment patrzyła na nią jakby zobaczyła ducha. Potem jednym haustem wypiła wino.
- Przeceniasz
mnie, ale oczywiście nie odmawiam.
- Naprawdę? –
Lily uśmiechnęła się.
- Przecież musi
kiedyś zobaczyć te piegi na twoim tyłku – powiedziała luźno, zezując na Jamesa.
Zaśmiała się, gdy Evans uderzyła ją w ramię. – Idźcie coś porobić, ja się tym wszystkim
zajmę.
- Dzięki!
Evans złapała
Jamesa za rękę i wyciągnęła go z kuchni.
- Nie mogę
uwierzyć, że flirtowałeś z moją matką chrzestną! – syknęła na niego. James
zrobił skruszoną minę, ale oczy mu się śmiały. – Ale Jenny miała rację. To mogą
być ostatnie chwile twojego życia, więc chciałabym się z tobą poprzytulać tak
jak przed kominkiem w pokoju wspólnym.
Nie minęła
chwila a Lily leżała pomiędzy nogami Jamesa, plecami przylegając do jego klatki
piersiowej, a ich ręce były złączone i leżały na brzuchu Lily. Przymknęła oczy
i poczuła jak zalewa ją błogi spokój. Mogło tak już zostać. Ona i James w domu
zamiast szkoły, w ciszy zamiast szkolnego harmidru i bez nauczycieli ziejących
im w kark. Pomyślała o tym jaki dobry był makaron z serem, który James dzisiaj
ugotował. Był lepszy od jej własnego. I nawet myśl, że pomógł sobie różdżką nie ujmowała
tego, że Lily została pod wrażeniem. Uśmiechnęła się pod nosem.
- Mogłabym do
tego przywyknąć – wyszeptała jakby głośniejszy dźwięk mógł zabić tą cudowną
atmosferę.
- Może będziesz
mogła – odpowiedział też cicho. – Przecież możemy razem zamieszkać.
- James Potter
i jego wielkie plany – westchnęła, kręcąc głową z rozczuleniem.
- Co w tym
trudnego, Lil? – zapytał poważnie. – Potterowie mają pusty nieduży dom.
Wystarczałoby go tylko odświeżyć. Urządziłabyś go jak byś chciała…
- James –
powiedziała, podnosząc się i patrząc mu w oczy. – O mój… Mówisz serio.
- Oczywiście,
że tak, Lil. Kocham cię, wiesz, że tak jest.
- Dobrze, ale…
nie możemy ze sobą zamieszkać – powiedziała, przerażona.
- Och.
- Nie bierz
tego do siebie – dodała szybko, łapiąc go za dłonie. – To nie twoja wina… -
zaczęła, ale jej przerwał.
- Tylko twoja,
tak? Daj spokój z taką gadką jak po
nieudanym numerku – wyrzucił z siebie.
Evans poczuła
się jakby szczęka opadła jej do poziomu podłogi i potoczyła się jeszcze daleko.
Patrzyła na niego oszołomiona. Widziała, że się zdenerwował, może nawet poczuł
się urażony, ale nie mogła usunąć pretensji ze swojego spojrzenia.
- James, możesz
mi pomóc? – Jenny krzyknęła z kuchni.
Potter pokręcił głową, gdy Lily oparła się o
kanapę ze skrzyżowanymi rękami. Wstał szybko i poszedł do kuchni. Ku jego
zdziwieniu Jenny uderzyła go otwartą dłonią w potylicę.
- Nie możesz
tak na nią naciskać! – Bardziej warknęła niż wyszeptała. – Lily niezbyt dobrze
reaguje na zmiany, ciągle tęskni za tą waszą szkołą a ty jej wyskakujesz z
czymś takim? Dajże spokój!
- Wszystko
słyszałaś? – zapytał, masując głowę.
- Każde słowo z
osobna. – Wróciła do energicznego krojenia marchewki.
- Więc wiesz
dlaczego to powiedziałem. – Otwartość w uczuciach do Lily nigdy nie stanowiła
dla niego problemu, więc nie czuł się skrępowany.
- I to było
słodkie, ale ona ma rację. – Popatrzyła na niego z lekkim współczuciem. – Macie
po osiemnaście lat i dopiero skończyliście szkołę, a do tego Mark mógłby…
Jenny nagle wypuściła
z ręki nóż, gdy z drugiego pokoju dobiegł do nich przeciągły krzyk. James
zareagował instynktownie i od razu wybiegł z kuchni akurat w momencie, by
zobaczyć jak Lily opada na kolana. Momentalnie znalazł się przy niej, łapiąc ją
za ramiona i patrząc z przerażeniem na jej twarz. Na moment podążył za jej
wzrokiem. Patrzyła na pudło naprzeciwko kanapy, w którym ruszały się obrazy.
Telewizor, tak. Lily mu mówiła. Ale to było nieistotne. Istotne było to, że
Lily klęczała przed nim, kurczowo trzymając się szafki z czystym bólem
wypisanym na twarzy. James był świadomy, że Jenny przybiegła za nim i stoi mu
za plecami. Był świadomy, że wciągnęła ze świstem powietrze. Ale teraz ważna
była Lila, z którą kompletnie nie mógł złapać kontaktu.
- Lil, co się stało?
Lily, proszę, powiedz coś… - Wzmocnił uścisk na jej ramionach i potrząsnął nią
mocno.
Ku jego
zdziwieniu, ale też uldze, powoli odwróciła głowę w jego stronę, jakby teraz
dopiero zdała sobie sprawę z jego obecności. Wtedy zobaczył, że oczy ma pełne
łez.
- Oni nie żyją.
– Jej głos był zduszony i wątły. – Nie żyją… - wyrzuciła z siebie jakby
nieświadoma i odwróciła nieprzytomnie głowę w stronę telewizora, znów wpatrując
się w ekran. Wtedy James zobaczył, że z jej oka wytoczyła się jedna samotna,
ale duża łza.
Nie rozumiał.
Jenny siedziała na kanapie z dłońmi przyciśniętymi do ust i po jej twarzy łzy
spływały strumieniami. Oczy miała szeroko otwarte i utkwione w telewizorze.
Sfrustrowany też tam spojrzał.
Powracający dziś samolot z Chorwacji rozbił się. Nikt nie
przeżył.
Czy ktoś jest chętny na bonus z Dorcas i Remusem w rolach głównych?
Przypominam, że konsekwentnie uzupełniam Album
Przypominam, że konsekwentnie uzupełniam Album