JEŚLI CHCESZ BYĆ POWIADAMIANY O NOWYCH ROZDZIAŁACH ZAJRZYJ TUTAJ
(wiem, że powiadamiałam do tej pory kilka osób, ale sprawa wymknęła mi się trochę spod kontroli i nie jestem już w stanie nad tym zapanować)
Kawałek pewnej notki, która nigdy się nie ukazała. Jest z czasu, kiedy miałam nieco inny pomysł na stronę, w którą miało pójść opowiadanie. Jest powiązany z czasem Bożego Narodzenia, gdy Lily i James mieli się zejść ze sobą. Cóż, to jedno się nie zmieniło - są ze sobą oficjalnie od świąt.
Od kiedy historia toczy się inaczej, nic z tych rzeczy nie mogło się wydarzyć, ale długo nic nie publikowałam, więc pomyślałam, że dam chociaż to. Wiem, że kilka osób czekało na inny bonus, ale ten z Dorcas i Remusem to trochę inna para kaloszy. Cięższa i odważniejsza.
Możecie też tutaj wyczuć, że ciągnęło mnie do połączenia Ann z Remusem oraz Dorcas z Syriuszem. Z perspektywy czasu cieszę się, że tak nie zrobiłam.
Siedziała na kanapie w pokoju wspólnym. Nikogo z nią nie było i
cieszyła się z tego. Nie była w stanie uwierzyć jak wczoraj mogła tak świetnie
bawić się z przyjaciółmi. Przyłożyła kubek do ust, ale ani jedna kropla nie wytoczyła
się z porcelany. Gorąca czekolada przyniesiona przez Dorcas, dawała
przynajmniej chwilowe ukojenie. Podkurczyła nogi, aby wychylając się zachować
równowagę. Brzdęk stawianego naczynia rozniósł się po pomieszczeniu.
Odwróciła się i zobaczyła siedzącego na drugim krańcu kanapy, Jamesa. Patrzył
na nią z wielką troską. Evans zauważyła, że włosy na czubku głowy stoją mu jak
zwykle. Uśmiechnęła się lekko.
- Miło mi widzieć uśmiech na twojej twarzy, chociażby taki malutki.
Spojrzała na niego. To z nim wczoraj tak świetnie się bawiła. A później
była ta wiadomość o jej ojcu leżącym w szpitalu… Wiedziała, że choruje na
serce, ale zawał?!
Poczuła rękę Pottera na swojej dłoni. Pogłaskał ją lekko kciukiem.
Przeniosła wzrok z ich rąk na jego twarz. Źle to zrozumiał. Chciał się cofnąć,
ale ledwo zauważalnie przytrzymała go za jeden palec. Został. Ostatnio mieli ze
sobą jakąś dziwną nić porozumienia.
- Co ty ode mnie chcesz? – wyszeptała zduszonym głosem.
Wyszarpnął rękę i już odchodził.
- Nie o to mi chodziło! – krzyknęła z niepokojem, wstając. – Bardziej o
to dlaczego ja?
Chwilę patrzył na nią, jakby ważył w głowie wyjścia, ale potem
gwałtownie ruszył naprzód i usiadł naprzeciw niej. Ona również siadła.
Odetchnął i spojrzał jej prosto w oczy.
- Te twoje rude włosy…
Prychnęła.
- No co? Widziałaś w Hogwarcie dziewczynę o takich włosach? Czy upniesz
je wytwornie, czy rozpuścisz, upleciesz z nich warkocza, czy wstaniesz
potargana z łóżka zawsze są perfekcyjne.
I cudownie pachną…
Sięgnęła dłonią do karku i
potarła go, czując jak robi jej się gorąco.
- I oczy. Ten ich niespotykany kształt migdałów i obłędny kolor. Pewnie
każdy ci to mówił, ale ja też muszę. W
blasku ognia są tak ciemne, że prawie granatowe. Kiedy świeci intensywne słońce
mają kolor wiosennej trawy, a w nocy błyszczą jak dwie gwiazdki na niebie. A
ich zwykły kolor, jest tak niezwykły…
Zastanawiała się, czy może już zaryzykować stwierdzeniem, że jest
czerwona jak burak.
- Usta masz koloru bladej maliny. A jak je ułożysz w dzióbek, to już
wiem, że za chwilę wybuchniesz. I już się cieszę, bo będziesz mówiła do mnie z
uczuciem. Choćby to była nienawiść. Ale doceniam to, bo to silne uczucie… -
Zwrócił wzrok z jej oczu na usta i powiedział zniżonym tonem: - Nawet nie masz
pojęcia, jak mnie teraz kuszą.
Rumieniec zaczął lizać jej uszy.
- A i twój charakter jest bardzo pociągający. – Chrząknął i jakby
wyrwał się z marzeń. – Zdecydowana, inteligentna, rozważna, przyjacielska,
odważna, przeważnie miła choć odgryźć też się potrafisz. Masz jeszcze milion
cudownych cech, których niestety nie potrafię nawet nazwać. Pytasz mnie
„dlaczego”? Po prostu coś ciągnie mnie do ciebie. I wiem, że ciągle, z dnia na
dzień, coraz bardziej się m tobie zakochuję.
Emocje kumulujące się w niej od wczoraj musiały wybuchnąć. Zagryzła
wargi i zamknęła oczy, nie pozwalając łzom płynąć. Ona tak cierpiała z powodu
chorego ojca, a on mówił do niej i o niej z taką pasją. Poczuła, że…
Otworzyła oczy widząc Jamesa przysuniętego do niej i wpatrującego się w
nią z troską. Zmartwił się, patrząc na pojedynczą łzę. Lily ucieszyła się, że
jest przy niej.
Chciał zmienić pozycję, więc podniósł się. Niespodziewanie Evans pod
wpływem jakiegoś dziwnego strachu, że on się oddala, również się podniosła. Spojrzała
mu prosto w oczy i jeszcze bardziej obraz się zamazał. Chciała mieć przy sobie
kogoś bliskiego. Zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła mocno. Zdezorientowany
objął ją w pasie i skrzyżował swoje ręce. Oparła swój delikatny policzek o jego
lekko drapiący i trzymając swoje usta przy jego uchu wyszeptała:
- Przez sześć lat mój mózg oszukiwał serce. Dłużej się nie da. – Jedną
dłoń przekserowała na szyję Okularnika, a prawą na serce. Biło jak oszalałe, co
wyraźnie ją cieszyło. Znaczyłoby to, że jej wyznanie zrobiło na chłopaku
wrażenie. Chciała zobaczyć jego twarz. Cofnęła głowę i ujrzała niedowierzanie w
jego orzechowych oczach, które zamknęły się na moment. Domyśliła się, że
niedowierza. Gdy je otworzył, złożyła na jego ustach delikatny, krótki
pocałunek.
James przesunął powoli swoją rękę po jej kręgosłupie, aby na końcu
zatopić ją w rudych włosach. Niewiele myśląc, pocałował ją. Najpierw delikatnie.
Potem zaczęli się do siebie nawzajem przyciągać.
Tymczasem w kącie udekorowanej bożonarodzeniowo Wielkiej Sali piątka siódmorocznych
gryfonów pochylała się nad pergaminem. Pomimo, iż przedstawiał cały zamek,
wszystkie pięć par oczu utkwione było w pokoju wspólnym Gryffindoru.
- Patrzecie, wszedł.
- Sam go tam wysłałeś, więc się nie dziw, Black!
Syriusz siedzący w środku z różdżką, pokazał język Dorcas. Kilka minut
ciszy rozdarło „Ooo!” pełne zawodu. Powodem tego była kropka Jamesa Pottera,
oddalające się od kropki Lily Evans.
- To chłopak utopił… - Black przejechał dłonią po twarzy.
- Czy to twoich rad słuchał przez sześć lat? – Ann wychyliła się, by
spojrzeć chłopakowi w oczy.
- Lunatyka też…
- Pamiętam. To te o tym, żeby nie był dupkiem?
- Patrzcie! – Lupin wskazywał palcem na dwie kropki będące blisko
sobie.
Wszyscy zamilkli, wstrzymując oddech. Kropki były już bardzo blisko.
- Ekhem! – Ann poczuła się jakby podglądała dwójkę przyjaciół na żywo.
Nikt jej nie usłyszał. Nakryła mapę ręką.
Black zacmokał zdegustowany. Lupin tez już nie patrzył. Dorcas odczepiła
wzrok i przyjaciółki spojrzały na siebie. Blondynka pokręciła głową i usiadła na
mapie. Syriusz już miał na nią nakrzyczeć, ale zobaczył przed sobą jej zgrabną
nogę. Ona nie zważając na to jak bardzo znienawidzi jej potem Remus,
powachlowała się spódniczką. Grzywka Syriusza zafalowała. Kątem oka, zobaczyła
Dorcas, która zabrała mapę i schowała ją pod swoją bluzką. Natychmiast wstała i
odeszła.
- A gdzie mapa?! – zawołał Peter.
- Kochani! – Dyrektor wszedł z
wysoko uniesionymi rękami. – Zapraszam do stołu. Jest nas niewiele, więc
siądźmy razem. Remus! Chodź, chcę z tobą zamienić kilka słów.
Lupin wstał i podszedł do dyrektora ze zmarszczonym czołem, nie
zaszczycając nikogo spojrzeniem.
Oprócz nich przy stole było jeszcze troje krukonów, czworo puchonów i
żadnego ślizgona. No i oczywiście nauczyciele. McGonagall wodziła wzrokiem po
rezydentach swojego domu. Usta ściągnęła w wąską linię, powstrzymując się od
komentarza. Remus zajął jedyne wolne miejsce koło Ann.
Nauczycielka transmutacji od razu nachyliła się do dyrektora. Wysłuchał
ją, kiwając głową.
- Chciałbym już zacząć, ale profesor McGonagall… – Uśmiechnął się do
niej uprzejmie. - … poinformowała mnie, że jeszcze nie wszyscy dotarli.. –
Okręcił się nieco ku gryfonom. – Brakuje waszych przyjaciół, prawda?
Black uniósł i opuścił szybko brwi, uśmiechając się tajemniczo. Peter
podziwiał dania na stole. Dorcas przyglądała się swoim paznokciom.
- Raczej się nie pojawią, panie dyrektorze. – Lupin nie patrzył mu w
oczy. Miał pewne podejrzenia co do nadzwyczajnych zdolności mężczyzny.
- Lily dostała bardzo przykry list i… i James tam z nią… siedzi. Znaczy
w wieży – Ann została zlustrowana wzrokiem dyrektora.
Ach – uśmiechnął się nieznacznie. – Czyli mam zrozumieć, że dziś ich
nie zobaczę?
Black zdusił śmiech i spuszczając głowę, zakrył się dłonią. Dostał za
to kopniaka od Dorcas pod stołem.
-Panie Black! Pani Meadowes! Proszę się zachowywać jak należy! –
McGonagall czuła jak wstyd za jej wychowanków zalewa jej serce.
- Och, już dobrze, Minerwo. Nie denerwuj się. Cukierki-niespodzienki!