piątek, 20 lipca 2012

7. część II: Dwudziesty października

           - Za was, za nas! Za wieczór tylko w naszym towarzystwie, bez chłopaków! Za cudowną atmosfe…
           Drzwi otworzyły się z hukiem i do dormitorium wtoczyli się Huncwoci.
           - No i cudowną atmosferę szlag trafił – mruknęła do swojego zdeformowanego odbicia w kieliszku i wypiła jego zawartość podczas gdy dziewczyny już do nich wstały. James spojrzał na nią zdziwiony, ale przyłączył się do kumpli odśpiewujących „sto lat”.
          - To od Huncwotów! – Syriusz wskazał na dość spore pudło, które ze sobą przytargali. Ann stała prostując spódniczkę. Chyba się zawstydziła, bo nie patrzyła im na twarze. Miała na to zapewne wpływ wygnieciona koszula jak i spódnica z tłustymi śladami palców. Nigdy tak nie wyglądała, a przynajmniej nikt jej takiej w życiu nie widział.
          - Dziękuje – wydukała i odwróciła się na piecie do Dorcas, bo Lily jeszcze nie wstała. – Nie mówiłaś, że oni też przyjdą - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
           - Bo nie wiedziałyśmy. - Złapała ją pod rękę i pociągnęła bliżej nich. – Ale skoro już szanowni panowie Huncwoci zaszczycili nas swą obecnością... - Spojrzała na każdą twarz z irytacją. - ... to niech zostaną! – dodała ze śmiechem. – Zaczynało się robić nuudnooo… Przynajmniej dopóki Lily nie spadła z łóżka. - I razem z Rudą wybuchły śmiechem.
          - Przestańcie, nie wiem o co wam chodzi. - Ann nadal nie widziała nic śmiesznego w tamtej sytuacji, a już tym bardziej w swojej uwadze.
          - Popatrz, popatrz. A my myśleliśmy, że dziewczyny nie potrafią się bez nas dobrze bawić – stwierdził Syriusz, czytając etykietę na pękatej, pustej już butelce.
          - Macie tylko jedną? – zdziwił się James i wyciągnął ręce do Petera, który podał mu trzy butelki Ognistej Whisky. Zamienił cztery puste butelki po piwie kremowym – tak jak wcześniej zrobiła to Lily – w cztery szklanki. Prędziutko nalał do nich trunku i spojrzał na dziewczyny pytająco. Szatynka szybko znalazła się przy nim i już miała co pić. Lily, zapewne gdyby to był ktoś inny od Pottera, miała by już pełny pucharek. Jednak sześcioletnia niechęć, choćby z przyzwyczajenia, nakazywała jej nie biec do niego tylko dlatego, że trzymał w dłoniach butelkę wypełnioną płynem,  na który miała dzisiaj wyjątkową ochotę. Z lekko zarozumiałą miną stanęła obok Dorcas podpierając jedną ręką bok i patrząc gdzieś ponad jego głowę.
          - Jesteś pewna, że chcesz? – zapytał z troską, na co tylko spiorunowała go wzrokiem i wyrwała mu butelkę starając się go przy tym nawet nie tknąć.
Powędrowała do swojego łóżka i usiadła na nim, odcinając się tym od reszty. Patrzyła jak Ann podchodzi do każdego chłopaka i dziękuję mu za prezent dając symbolicznego buziaka w policzek. Mimo, że nie pochwalała takiego zachowania kąciki ust lekko jej drgnęły, kiedy Syriusz uśmiechnął się czarująco i nadstawił drugi policzek. Zmarszczyła czoło, bo James szturchnął go i spojrzał jakoś tak znacząco, na co tamten tylko uniósł oczy w górę i rzucił się do senników dziewczyn. Ruda przyglądała się jak jej przyjaciółki skaczą i piszczą, podczas gdy Black trzymał w dłoni notatki i machał nimi wysoko nad głową. Machnęła różdżką wymawiając w myślach formułę zaklęcia i po chwili kilka pergaminów zostało złapanych w jej palce. Zamknęła zapisane ich snami rulony w szufladzie i zapieczętowała zaklęciem.
          - No i co tam chciałeś wyczytać, Black? – Usiadła na poduszce. – Która z nas o tobie śni? – Prychnęła.
         - Nie muszę. Te dwie wariatki... – Na pewno chodziło mu o ich współlokatorki. – ...śnią o każdym, Dorcas to moja przyjaciółka, Ann dobra koleżanka. A ty… a o ciebie nie muszę się martwić – odgryzł się.
         - Olivia nie jest wariatką! Jest fajna. A co według ciebie takiego mi się śni, że nie musisz się o mnie martwić?
         - Chodziło mi o to, że przecież nie ja tylko Rogacz.
         Zachłysnęła się whisky co spotęgowało efekt pieczenia w gardle, a w oczach pojawiły się łzy. Potter szybko się przy niej znalazł i chciał pomóc, ale tylko na niego warknęła.
        - Twoje insynuacje są wyssane z palca i nie waż się przedstawiać ich w moim towarzystwie. Szczególnie jak piję! – ostrzegła.
        - A jak nie będziesz niczego aktualnie spożywać to mogę mówić, że się zakochałaś w Ro…?
        - ZABAWA! – Przerwała gwałtownie Meadowes widząc jak policzki Evans czerwienieją, a oczy rozszerzają się coraz bardziej.
        Podbiegła do radia i podgłośniła je. Podeszła do Łapy, który gestykulował w kierunku Pottera. Klepnęła go w ramię, nie podziałało. Pstryknęła go w ucho i wreszcie się do niej odwrócił, zapytała go wtedy oschle:
        - Zatańczysz?
        Wcale nie wyglądała na zadowoloną z faktu, że się zgodził. Była na niego wściekła, bo czuła, że przesadził. Przykleiła się do niego pomimo szybkiej muzyki. Nie miała problemu z tym, że obejmuje ją najbardziej pożądany chłopak w Hogwarcie – był dla niej jak brat.
         - Czyś ty oszalał? – syknęła mu do ucha, tak żeby tylko on to usłyszał. – Mówić takie głupoty do niej, phi. Ciesz się, że nie została ci po tych słowach na policzku ozdoba w postaci jej odbitej dłoni - Po tym nadepnęła mu na stopę.
         - Zgłupiałaś?! – krzyknął rozmasowując bolące miejsce.
         Wszyscy na nich spojrzeli.
         - Jak ty prowadzisz Syriuszu? – Zaintonowała dwa ostatnie słowa i zaśmiała się Szatynka. – Nie umiesz tańczyć. – I z nosem wycelowanym w sufit podeszła do Lily. Spojrzała na grzebiącą w pudle od Huncwotów Ann. – Co dostała?
          - Słodycze i kilka magicznych przedmiotów do robienia dowcipów. Dla Ann, ha! Wyobrażasz sobie ją wykręcająca jakiś numer godny Huncwotów? – Zaśmiała się, ale zaraz przestała.
          - Ojej – udała zmartwienie widząc, że w końcu zaszumiało jej w głowie.
          - Od której z was ta książka? – Podszedł do nich Lupin wczytując się w jakąś stronę.
          - Ode mnie, Remusie! Podoba ci się, prawda?
          - Oj tak. Ciężko znaleźć książkę z prywatnymi przemyśleniami autora. – Przeniósł na nią wzrok. – Przepraszam cię za Syriusza, Lily. Często mówi zanim pomyśli, ale jest naprawdę dobrym przyjacielem.
          - Nie wątpię. Szczególnie dla Pottera. Jeden poziom intelektualny – stwierdziła z niesmakiem.
          - To tylko powłoka.
          W tym momencie dało się usłyszeć gromki wybuch śmiechu. Syriusz i James trzymali w rękach transparent ze złotą myślą wieczoru.
          - Lunatyk! Widziałeś to?
          - Wygląda na to, że zepsuliśmy wasze plany – stwierdził z udawanym zmartwieniem Okularnik. – Czyj to pomysł?
          - Mój.  – Ruda podniosła się i stanęła obok Remusa. Pozostawiła pustą szklankę po Ognistej na szafce stwierdzając, że jest za mocna i jej nie lubi. – Naprawdę myślałeś, że wpadając tu sprawisz nam frajdę? Nic ci nie mówi „babski wieczór”?
          - Naprawdę nie sądzę abyście się tu same dobrze bawiły.
          - Dobra, dobra, przestańcie! – przerwał im Syriusz. – Fajna muzyka leci, a albo mi się zdaję, albo dzisiaj są urodziny Ann, więc trzeba się bawić. – I pląsając podszedł do Dorcas, która lekko się uśmiechnęła i pozwoliła pociągnąć się w wolne miejsce. Usłyszała głos Blacka:
          - Udowodnić ci, że dobrze prowadzę?
          - Uuu, czyżby urażona męska duma?
          Natomiast Lily gdy tylko spostrzegła głupawy uśmiech Pottera odwróciła się od niego plecami i zaczęła ogarniać bałagan. Jej wzrok poleciał ku górze papierków i opakowań po słodkościach wśród których królował Peter. Był tak cichy, że nie sądziła by cokolwiek dzisiaj mówił. Podeszła do niego i usiadła obok. Spojrzał na nią, przeżuł jeszcze dwa razy po czym przełknął.
           - Co siedzisz tutaj tak sam?
           - A co mam robić? Dobrze się bawią, nie jestem im teraz potrzebny. – Wcale się nie przejął tym co powiedział.
           - Oj, nie mów tak. Przecież jesteście przyjaciółmi.
           - Nam tak dobrze. Weź idź lepiej do Rogacza. Zobacz co robi. – Wskazał brodą na chłopaka próbującego coś wypatrzeć w szklanej kuli, z której wcześniej wróżyły.
           W sumie to nie było o czym z Peterem rozmawiać, więc po chwili ciszy wstała i niechętnie podeszła do stoliczka, bo jedynie tam było wolne miejsce. Wzięła w dłoń jednego pieczonego ziemniaka, który był już niestety zimny więc go odłożyła. Zauważyła, że Okularnik przygląda jej się z uśmiechem.
           - Myślałeś, że co tam zobaczysz? – spytała oschle, chcąc odwrócić od siebie jego uwagę.
           - Przyszłość – odrzekł bardzo wyczerpująco i po minucie gapienia się na nią dodał: – Ale nie widzę.
           - Jak zdałeś SUMy? – To było pytanie retoryczne. – Mnie się udało zobaczyć jak McGonagall ruga czterech chłopaków, ale nie wiem jakich.
           - Aaa! - Zaśmiał się. – To pewnie my po tym jak… - Nagle urwał.
           - Co wy knujecie? Znowu Gryffindor straci punkty, a wy zyskacie szlaban. Czy zdobycie ich jak najwięcej to wasz pierwszy i najważniejszy punkt edukacyjny?
           Nie odpowiedział tylko patrzył na nią z szerokim uśmiechem. Ale był szczęśliwy. Siedział tu sam, wpatrując się w mgliste wnętrze szklanej kuli starając się dopatrzeć w niej choćby cień rudego kosmyka, a tymczasem jego realna postać znalazła się przy nim. Sama zaczęła rozmowę, nie szczędząc przy tym chłodnego, normalnego w stosunku do niego tonu. Czy kiedyś było inaczej? Nie!, wykrzyknął w myślach i uśmiechnął się szerzej na myśl, że mogłoby być zupełnie inaczej.
           - Nie patrz się tak, Potter!
Dorcas i Syriusz tańczący już w rytm trzeciej piosenki odwrócili głowy w ich kierunku. Black machnął ręką, a Meadowes uniosła i szybko opuściła brwi jakby chciała powiedzieć no cóż, znoeu... Nagła, niewytłumaczona reakcja Lily nie umknęła uwadze Remusa i Ann, którzy wspólnie rozpływali się nad prezentem od Evans. McKartney nadal spoglądając w ich stronę zasłoniła usta książką i powiedziała coś Lupinowi. Lily miała wrażenie, że ta dwójka zawsze patrzy na nią gdy jest w obecności Jamesa.
            - Nie musisz psuć wieczoru każdemu innemu oprócz mnie skoro już tu jesteś – syknęła tym razem ciszej.
            - To nie ja wrzeszczę na całą wieżę, Evans. Czy naprawdę ci tak przeszkadzam? Siedzę sobie, nic złego nie robię.
            - Może to twoje nic nierobienie nie przeszkadza komuś, kto cię lubi – dodała złośliwie.
            - To nie lubisz mnie? Choć trochę? – W jego głosie dało się wyczuć błagalna nutę.
            -Nie.
Nagle coś zaczęło świszczeć. Rozejrzała się i zobaczyła Syriusza stojącego nieopodal i trzymającego wirujący przedmiot w dłoni.
            - Ktoś tu kłamie. - Zacmokał. - Nieładnie.
            - Po jaką cholerę przyniosłeś tu fałszoskop?
            - Myślałem, że się przyda i jak zwykle miałem rację. – Postawił na stoliku magiczny wykrywacz kłamstw uprzednio zrzucając bezceremonialnie kulę. Dorkas złapała ją kiedy toczyła się leniwie po podłodze i pukając się w czoło patrzyła na Blacka.
            Wszyscy zgromadzili się na poduszkach i kocu, a Lily wiedząc o co chodzi z założonymi rękami odwróciła się w bok.
             - Oj, Lily, jak nie będziesz chciała to po prostu nie odpowiesz – namawiał Lupin.
             - Oho, na pewno! - zaprotestował żywo Syriusz – To ja mam się produkować i mówić prawdę, a ona powie, że nie chcę i już? Kara musi być!
             - Widzę, że mówienie prawdy traktujesz jak wyzwanie – stwierdziła patrząc na niego spod rudej grzywki zaczesanej na bok.
             - Ok., to robimy tak: ten kto wystrzeli z różdżki najwyższą liczbę zadaje pytanie temu kto wystrzeli najmniejszą. Trzeba odpowiedzieć na pierwsze zadane pytanie – zarządziła Ann. – Jeśli ktoś nie chcę odpowiadać otrzymuje karę, na przykład zadanie czy coś takiego.
             - Pod warunkiem, że karą dla mnie nie będzie randka, pocałunek czy coś równie obrzydliwego mogące świadczyć, że czuję do niego coś ciepłego! – zastrzegła Lily wskazując różdżką na Jamesa, który uśmiechnął się z politowaniem, a Black wybuchł śmiechem..
             - No dobrze. To zaczynamy? – Ann spojrzała na wszystkich.
             Tak właśnie się stało. Syriusz i James zadawali pytania i odpowiadali na nie pół-szyfrem. Raz nawet odezwał się Peter; zadał Dorcas pytanie o paszteciki dyniowe. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, kiedy odpowiedziała, że ich nie lubi a fałszoskop zaczął piszczeć jak szalony. Nie ucichł, gdy powiedziała, że może trochę, ale dopiero wtedy kiedy zaczęła krzyczeć Dobra! Dobra, obżeram się niminco wieczór! Zadowoleni?! Przez resztę wieczoru była nerwowa i nie bawiło jej zachowanie Łapy. Raz Remus odmówił odpowiedzi na pytanie o największą tajemnicę i za karę miał pisać Syriuszowi zadania na transmutację przez dwa tygodnie. Z czasem Huncwoci zaczęli ukazywać takie liczby, że nawet trzy tysiące Lily ich nie przebiły.
             - Hmmm. Jakie by ci tu zadać pytanie, Evans? – zastanawiał się James gładząc dolną szczękę i mrużąc jedno oko.
             - Doprawdy nie mam pojęcia, Potter. Gramy dalej.
             - Co? Przecież jeszcze o nic cie nie zapytałem!
             - Ależ tak i nie kłoć się ze mną, bo wiesz, że mam rację! W przeciwieństwie do ciebie, Potter, słuchałam jak Ann mówiła, że trzeba odpowiedzieć na pierwsze zadane pytanie. – Uśmiechnęła się lekko.
             - Zasady są po to, żeby je łamać! Dajesz Rogacz! – podjudzał Black.
             - Na pewno! Zasady to zasady.
             - Słyszę jak przemawia przez ciebie McGonagall, Evans. Szkoda, że nie trzymałaś się regulaminu kiedy łaziłaś sobie po dziewiątej korytarzami razem z Rogaczem – zakpił.
             - Nie wiem po co za mną szedł… - Pip, pip, pip. – No dobra, wiem! Nie oznacza to, że tego chciałam. – Jak się bała, że fałszoskop znowu się odezwie, ale ku jej zadowoleniu tego nie zrobił.
             - To chyba już nie będziemy grać – odezwała się cicho Ann.
             - Nie, nie, nie. Ja nie będę nikomu psuła zabawy i z chęcią jeszcze pogram. – Choć była osobą zaciętą to spożyty alkohol jeszcze dosyć widocznie ją podminował.
             Raz wylosowała Ann. Potem Dorcas Petera i odpłaciła mu się takim samym pytaniem jakie Syriusz zadał Remusowi. Wszyscy się zdziwili kiedy odpowiedział, że chce karę. Meadowes wymyśliła mu naprawdę jak na niego ciężką; kazała mu przez tydzień dzielić się z nią jego słodyczami, a do tego miał zarobić dziesięć punktów na transmutacji do wtorku. Jeśli tego nie zrobi będzie nosił za nią szkolną torbę przez tydzień. Następnie Black wylosował Pottera i zapytał go czy kocha Evans. Szybko i z przekonaniem odpowiedział, że tak i dodał wyzywająco wątpisz w to?. Lily, która z natury w to nie wierzyła postanowiła mu coś udowodnić, obedrzeć go z tej niewyobrażalnej pewności siebie. Wystrzeliła bilion i jakimś dziwnym trafem James miał najmniejszą liczbę. Z satysfakcją spojrzała mu w oczy, ignorując jego rozanielenie. Jej twarz wyrażała spokój, kiedy zapytała:
              - Czy kiedykolwiek... – Podkreśliła ten wyraz. – ... w tym samym momencie  w którym twierdziłeś, że mnie kochasz... – Skrzywiła się nieco. – ...miałeś dziewczynę? – Przekrzywiła głowę, w oczach miała rozbawienie.
Brzdęk.
              Peter zrzucił miskę. Nie przykłuło to nawet uwagi Evans, bo zauważyła tylko znikający w drzwiach czarny ogon. Jak to w drzwiach?! Przecież są zamknięte. A więc oni… ci… ugggh!, brak słów!, Huncwoci nie zamknęli drzwi! Była tak zajęta pomstowaniem na nich w myślach, że nie usłyszała cichego, lekko zdenerwowanego głosu wypowiadającego jedno twierdzące słowo. Wstała i nieco się chwiejąc podeszła do wyjścia zostawiając zaskoczonych przyjaciół wewnątrz.
            Zeszła na dół. Pokój Wspólny oświetlony był tylko blaskiem dogasającego ognia w kominku. Po tym i ogólnym spustoszeniu wywnioskowała bardzo późną godzinę wieczorną. Swoją drogą, to ciekawe, gdzie jest Fiona i Olivia? Ale nic, teraz najważniejsza jest Mimi. Biedna, musiała znosić te okropne wrzaski, śmiechy i piosenki odtwarzane najgłośniej jak się dało. W sumie to jej się nie dziwiła. Też miała na to ochotę – uciec niezauważoną. No, ale z tą niezauważoną to nie zupełnie jej się udało.
             Stwierdziła, że nie ma jej na żadnej kanapie, pufie, fotelu, stoliku ani dywanie. To by było zbyt proste, jej kotka z natury była nieprzewidywalna. Nie raz, nie dwa znajdywała ją w malutkiej, wąskiej wnęce zawsze czymś zastawionej. Kocica uwielbiała wdrapywać się na znajdującą się tam nadgryzioną przez ząb czasu półkę i wylegiwać się na niej podczas gdy jej pani wychodziła z siebie by ją znaleźć. Podsunęła pufę i stanęła na palcach. Czy ta cholerna półka musi być tak wysoko?!, warknęła w myślach, kiedy dwie tylne nóżki oderwały się od ziemi. Wyciągnęła rękę nad głową i przejechała delikatną dłonią po chropowatym drewnie.
              - Au! – jęknęła wpijając się w bolącego palca. – Niech to szlag…
              - Miau!
              Odwróciła się gwałtownie i ŁUP! Znalazła się na podłodze. Zanim się zorientowała już stała i jak łatwo się można domyśleć pomógł jej w tym James. Jedną ręką podtrzymywał Mimi, a drugą trzymał jej palca.
              - Drzazga ci weszła – orzekł z uśmiechem. – Szukałaś tam jej? – zapytał, spoglądając na kotkę, która machała gniewnie ogonem. Nie poczekał na jej odpowiedź. - A ja myślałem, że wyszłaś się wypłakać…
              - Phi. Żałosny jesteś! – fuknęła wyrywając mu rękę.
              Zaraz wyciągnęła obie po swoją pupilkę, ale chłopak zrobił unik.
              - Oddaj mi ją, Potter! – Zacisnęła pięści.
              - Za buziaka.
              - Chyba zgubiłeś rozum po drodze! Uprzedzam cię, jestem prefektem i…
              - Prefekci mogą się całować – wtrącił z błyskiem w oku.
              - Masz dziewczynę. – Bardzo się myliła myśląc, że to go przekona.
              - Nieee.
              - Phi, a Lydia? – Skrzyżowała ręce i zaczęła robić kroki do tyłu wprost proporcjonalne do tych, które robił w jej stronę James.
              - Nie jest już moja dziewczyną.
              - Jakie to dla ciebie typowe. – Jej oczy stały się szparkami, a usta ułożyły w irytujący dzióbek. – Wykorzystać i rzucić.
              - Wykorzystać? Dobre sobie! – Zaśmiał się – Po tym jak odstawiłaś to przedstawienie w Wielkiej Sali poszła do O’Stappery jak ją poprosiła, a tam nasłuchała się jak zdała SUMy z Obrony skoro boi się zaklęcia przywołującego i takie tam. Zaczęła mi robić wyrzuty, że nic ci nie powiedziałem. No, a żadna dziewczyna nie będzie na mnie krzyczeć. Tobie mogę ewentualnie pozwolić, Liluś.
              - TY możesz MNIE coś pozwolić? HA! Wolne żarty i niedoczekanie twoje, Potter! – Zaczęła czerwienieć ze złości. – Znowu myślisz, że jesteś Bóg wie kim i wszystko ci wolno, a jesteś tylko głupim, aroganckim zapatrzonym w siebie…
              Zatkał jej usta dłonią. Zrobiła wielkie oczy i wręcz sypały się z nich iskry. Teraz dopiero spostrzegła, że przysunął się do niej tak blisko, że nie mogła nawet rozplątać rąk, a plecami dotykała ściany.
             - Mogłabyś tyle nie gadać?
             Zaczął powoli przybliżać twarz oddalając za to rękę. O nie! Drugi raz w tym miesiącu tego nie zrobi. Tylko jak mu to utrudnić? Skąd on wiedział jak skutecznie obronić się przed spoliczkowaniem go przez Evans? Nie ważne. W każdym razie udało mu się. W krytycznym momencie, kiedy to czuła już jego oddech rozległo się parsknięcie rozzłoszczonego kota. James natychmiast zrezygnował ze swojego zamiaru i złapał się za swoją lewą rękę. Korzystając z tego Lily szybko się schyliła i podniosła łaszącą się do jej nóg Mimi. Obeszła fotel i dusząc się od skrywanego śmiechu zapytała: Boli?,  jednocześnie drapiąc zwierzaka za uszami na co zamruczał z zadowoleniem. Na przedramieniu Pottera widniały świeże rany wyglądające na zadrapania. Spojrzał na nią z jakimś dziwnym wyrazem twarzy. Na pewno nie było w nim smutku, czy zawodu. Nie chcąc przebywać z tym osobnikiem więcej czasu odeszła wszeptując w mięciutkie futerko dziękuję.
              James pomyślał, że choć tyle razy nie podzielał zdania O'Stappery w jednym miała rację: Lily miała temperament.
              Nawet przekazała pewną jego część swojej kotce.

___

  

Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie wstawić zdjęcia Mimi. Czytając moje opowiadanie, za każdym razem kiedy odnajdziecie słowo "Mimi" lub jakikolwiek jego synonim możecie śmiało wyobrazić sobie tego oto kociaka. Może tylko w dorosłej postaci, bo jak na moje oko to ten jest jeszcze młody.
Naprawdę tak w mojej wyobraźni wygląda pupilka Evans (nawet kiedy przeczytałam ten list od Lily do Syriusza w Insygniach Śmierci, to ujrzałam oczyma wyobraźni takiego kota czmychającego przed okropnym błyskiem zielonego światła pośród gruzu ), dopiero potem znalazłam to zdjęcie. Nawet chwili się nie zastanawiałam, od razu wiedziałam, że musi on mieć niebieskie, a nie zielone oczy jak wszystkie czarne koty.
 

Korzystając z okazji chciałam złożyć wszystkim życzenia.
A więc;
Prawdziwej miłości, szczerej przyjaźni i spełnienia wszystkich marzeń - małych czy dużych, skrytych czy tych, które moglibyście wykrzyczeć stojąc na środku ulicy i szczęścia, choć mając przy sobie przyjaciół i osobę, którą się kocha z wzajemnością to chyba o nie nie trudno ;)


A teraz zróbcie prezent Misi zostawiając komentarz.

10 komentarzy:

  1. Czarno-biała20 lipca 2012 15:50

    ooo:D jaka swietna ta notka! kocham całą ostatnia scene:D ale pewnie sie domyslasz bo byla najlepsza;) ale co z tym kwiatem? normalnie nie wytrzymam:D ale nie rozumiem Ann... jak mozna zapomniec o swoich urodzinach? ja zawsze odmierzam dni conajmniej miesiac przed ;) rozbroila mnie prawda czy falsz... i James, ktory myslal ze Lily poszla sie wyplakac...:* niedoczekanie jego!:P powiadom mnie u mnie jak bedziesz miala nst, ok?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na kwiat przyjdzie pora. W mojej głowinie już zakiełkował pomysł, ale jest jeszcze niedopracowany.
      Ann już taka jest: zapatrzona w książki (dlatego baardzo mi pasuje do Remusa, ale ja na taką łatwiznę nie pójdę - uważam, że to przeciwieństwa się przyciągają - i również mam już pomysł, co do jej przyszłości, która musi być burzliwa ), i jako, że sama wizja owutemów zwala ją z nóg, to siedzi i studiuje "ciekawe" księgi. W realu znam osoby nie pamiętające o swoich urodzinach.
      Cieszę się, że Ci się podoba, jednak nie wierzę, że nie masz zastrzeżeń.

      Usuń
    2. Czarno-biała20 lipca 2012 15:52

      no mam jedno zastrzeżenie... według mnie troche banalna ta gra w butelke....;/ takie troche naciaganie i jest w co drugim blogu... u mnie nowa notka! zajrzyj i oceń pliss^^

      Usuń
    3. Hej, u mnie nie ma gry w butelkę!
      Aczkolwiek jest ona bardzo pomocna, ale ja nie lubię banałów więc kombinowałam jak mogłam, żeby to nie była butelka. Cóż, szkoda, że odebrałaś to inaczej niż chciałam.

      Usuń
  2. Czekam na dalsze notki! Jeżeli nie tylko piszesz, ale także czytasz, to zapraszam do mnie: semblable.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Super! Notka jest po prostu odjazdowa. Wszystko jest w niej niesamowite, przyjęcie, gra w liczby, pytania, to zdarzenie w PW, no normalnie wszystko jest szałowe.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne ! dzięki bardzo za powiadomienie o notce, przepraszam, ze tak późno wesżłam ! i proszę, żebyś zawiadomiła mnie o kolejnej notce ! pisałam już Ci, że super piszesz ! podobają mi się Twoje wpisy i to bardzooo ;)) Życzę Wesołych Świąt ! i mam nadzieję, że niedługo ukaże się nocia ;)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Notka, notka nowa! ^.^

    Przeczytałam od początku całe opowiadanie i jestem zachwycona : DD Nie mogę się doczekać, kiedy się zejdą czy coś!

    Pozdrawiam! :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło mi to "słyszeć" ;) Cieszę się, że komuś chcę się czytać moje wymysły!
      A ta notka jest stara :D, ale sądzę, że dziś albo jutro pojawi się nowa ;)

      Aaach, ja też nie mogę się już doczekać kiedy się zejdą i może to dziwne, ale ta notka jest już napisana ;), jednak sądzę, że do niej jeszcze spora droga...

      Usuń
  6. ojacie, uwielbiam tego fanfica <3

    OdpowiedzUsuń