Może to
nie jest długość ósmej i piątej notatki, ale ja ją lubię. Są w niej co
najmniej trzy fragmenty mające znaczenie na dalszy "rozwój wypadków" ;).
Pojawia się tak późno, bo jestem leniwa :/. Przyznam się, pisałam tydzień, co wydaje mi się krótkim czasem, ale trzeba "dziękować" chorobie, że przyplątała się do mnie teraz, heh.
Pojawia się tak późno, bo jestem leniwa :/. Przyznam się, pisałam tydzień, co wydaje mi się krótkim czasem, ale trzeba "dziękować" chorobie, że przyplątała się do mnie teraz, heh.
Dedykuję ją Czarno-białej,
bo choć może nie zdaje sobie z tego sprawy powstała częściowo dzięki niej – przeczytałam pewne słowa.
Tak naprawdę nie odnosiły się do mnie, ale napisała to, co myśli o zawieszaniu…
~*~
Ten
dzień, choć męczący minął bardzo szybko i produktywnie. Na eliksirach
zdobyła pięćdziesiąt punktów „Mmm, od razu wiadomo, że to panna Evans
zgotowała tą miłą dla nosa i oczu miksturę! Oho! Oho, oho innowacyjne
podejście, innowacyjne. Musiałbym być obłąkany nie czując tej
niesamowitej woni pomarańczy!” Z godnością zniosła kąśliwą uwagę Blacka,
że z pewnością tak jest i mogła cieszyć się kilkudziesięciopunktową
przewagą nad pozostałymi domami. Przez chwileczkę czuła ukłucie żalu, że
Potter nie rzucił mu nawet karcącego spojrzenia, ale w końcu był
obrażony. Przynajmniej takiego udawał.
Cały czas od urodzin Ann, gdy tylko dotykał czymś lewego przedramienia, a w zasięgu jego wzroku była Lily, syczał demonstracyjnie. Było to oczywiście naciągane przedstawienie, bo dziewczyna słyszała jak Remus śmiał się z niego i zaleczył jego „ranę” zaklęciem.
Evans nie sądziła, żeby Mimi mogła tak głęboko wbić swoje pazury w kogokolwiek. Była przecież niezwykle przyjacielską kotką. Czasami tylko dziwnie syczała na Petera, ale jakoś głębiej nigdy się nad tym nie zastanawiała.
W każdym razie Potter chciał wzbudzić w Lily poczucie winy. Poniekąd mu się to udawało. Czasem przyłapywała się na tym, że czuła się winna, ale to pewnie dlatego, że Mimi była jej. Kiedyś jak zobaczyła spieszące do niego kilka dziewczyn chcących dowiedzieć się, co znowu zrobiła mu ta okropna Evans, bo syknął ocierając rękę o pasek torby, to pomyślała, że jest jej go szkoda. Stop! Niewolno ci myśleć o osobie Jamesa Pottera, ze jest ci jej szkoda! Skarciła się w myślach i zmartwiła jednocześnie, przez co zamiast skręcić w lewo poszła prosto. Weszła niestety na jedne z tych schodów, które we wtorek prowadzą zupełnie gdzie indziej niż w resztę dni tygodnia. Schody zetknęły się z podłogą pietra niżej (tam akurat dzisiaj wiodły), a ona nie zauważając żadnej anomalii robiła najzwyczajniej w świecie dalsze kroki.
Znalazła się w korytarzu węższym niż te, którymi w Hogwarcie chodzi zazwyczaj na lekcje czy do Wielkiej Sali, ale szerszym od tego, do którego wepchnął ją James ratując przed Filchem. Minęła już jeden wiszący krzywo obraz; nędznie wyglądająca namalowana na nim czarownica podnosiła z płóciennej posadzki tiarę obszytą kamieniami, które wyglądały na rubiny i skarżyła się głośno na „tych łobuzów” (widocznie zauważyła jej odznakę prefekta), i przeszła też obojętnie obok odłamków gruzu i sporej dziurze w ścianie z której sypał się pył i było widać cegły. Ruda osóbka szła powoli najwidoczniej pogrążona w swoich myślach, bo co chwila marszcząc czoło kręciła głową mrucząc Przestań! Nie zauważyła także szmeru jak w ulu i błysków gdzieś daleko przed nią.
Cały czas od urodzin Ann, gdy tylko dotykał czymś lewego przedramienia, a w zasięgu jego wzroku była Lily, syczał demonstracyjnie. Było to oczywiście naciągane przedstawienie, bo dziewczyna słyszała jak Remus śmiał się z niego i zaleczył jego „ranę” zaklęciem.
Evans nie sądziła, żeby Mimi mogła tak głęboko wbić swoje pazury w kogokolwiek. Była przecież niezwykle przyjacielską kotką. Czasami tylko dziwnie syczała na Petera, ale jakoś głębiej nigdy się nad tym nie zastanawiała.
W każdym razie Potter chciał wzbudzić w Lily poczucie winy. Poniekąd mu się to udawało. Czasem przyłapywała się na tym, że czuła się winna, ale to pewnie dlatego, że Mimi była jej. Kiedyś jak zobaczyła spieszące do niego kilka dziewczyn chcących dowiedzieć się, co znowu zrobiła mu ta okropna Evans, bo syknął ocierając rękę o pasek torby, to pomyślała, że jest jej go szkoda. Stop! Niewolno ci myśleć o osobie Jamesa Pottera, ze jest ci jej szkoda! Skarciła się w myślach i zmartwiła jednocześnie, przez co zamiast skręcić w lewo poszła prosto. Weszła niestety na jedne z tych schodów, które we wtorek prowadzą zupełnie gdzie indziej niż w resztę dni tygodnia. Schody zetknęły się z podłogą pietra niżej (tam akurat dzisiaj wiodły), a ona nie zauważając żadnej anomalii robiła najzwyczajniej w świecie dalsze kroki.
Znalazła się w korytarzu węższym niż te, którymi w Hogwarcie chodzi zazwyczaj na lekcje czy do Wielkiej Sali, ale szerszym od tego, do którego wepchnął ją James ratując przed Filchem. Minęła już jeden wiszący krzywo obraz; nędznie wyglądająca namalowana na nim czarownica podnosiła z płóciennej posadzki tiarę obszytą kamieniami, które wyglądały na rubiny i skarżyła się głośno na „tych łobuzów” (widocznie zauważyła jej odznakę prefekta), i przeszła też obojętnie obok odłamków gruzu i sporej dziurze w ścianie z której sypał się pył i było widać cegły. Ruda osóbka szła powoli najwidoczniej pogrążona w swoich myślach, bo co chwila marszcząc czoło kręciła głową mrucząc Przestań! Nie zauważyła także szmeru jak w ulu i błysków gdzieś daleko przed nią.
Myślała
intensywnie nad faktem, do którego doszła wchodząc na pierwsze stopnie
schodów. Mianowicie: była za dobra dla Pottera. Przynajmniej w tym roku.
Nie wlepiła mu nawet szlabanu! Było za co? Noo… na Pottera zawsze się
coś znajdzie, ale nie miała czasu i siły grzebać w jego przekrętach. Na
Merlina! Nawet nie widziała na własne oczy żeby Huncwoci pastwili się
nad Snapem. Jeszcze rok temu coś zakułoby ją w żołądku na wspomnienie o
Severusie, ale teraz wywoływało w niej odrazę. Nie odbiegaj od tematu! Merlinie, ja przywołuję się do myśli o Potterze! Chyba muszę odwiedzić Pompfrey, może to jakiś urok? Miała
nieco udręczoną twarz. Po przemyśleniu wszystkiego jeszcze raz stanęła
nagle i prychnęła pukając się palcem wskazującym w czoło. Doszła do
wniosku, że Huncwoci nie wywinęli jakiegoś większego numeru i są jacyś
dziwnie spokojni, i – co najgorsze – przy najbliższej propozycji pójścia
na randkę nie będzie miała powodu do odmowy! Potrząsnęła głową chcąc
odpędzić od siebie te niemiłe wnioski i powróciła na ziemię.
Jakieś
dwadzieścia stóp przed Lily korytarz wypełniał co chwilę inny kolor.
Przypominało to pokaz mugolskich fajerwerków, tyle, że ten widok był co
najmniej niepokojący. Stanęła bliżej ściany czując jak serce zaczyna jej
szybciej bić i spojrzała za siebie. Korytarz przypominał loch o
kolebkowym sklepieniu, był cały obity jakby ktoś nim szedł i wbijał w
niego kilof z coraz większą częstotliwością. Czuła rosnące napięcie i
tylko odrobinę strachu. Coś kazało jej się odwrócić…
-Aach!
…i w ostatnim momencie uchyliła się przed granatowym grotem światła.
Przełknęła
głośno ślinę widząc kolejną dziurę. Postać, w którą wymierzone było
zaklęcie odwróciła się widocznie kogoś słysząc. I wtedy zobaczyła kto to
był.
James.
Nie
mógł jej widzieć, bo stanęła za jakimś posągiem z urwaną głową, ale
wbił wzrok w miejsce w którym przed chwilą stała. Czuła jakąś nieznaną
emocję nakazującą jej działać i mówiącą, że nie może jego
zostawić tu samego. Tym bardziej, że jak zauważyła walczył z jakimiś
trzema postaciami, jedna z nich już leżała na podłodze najwyraźniej
nieprzytomna, a ona nie wiedziała kto to jest. Nagle serce podskoczyło
jej do gardła, bo ramię Pottera zalała szkarłatna krew i zaczęła obficie
kapać. Chłopak od razu powrócił do walki, jakby nieprzejmując się
bolącym ramieniem. Lily pod wpływem impulsu przebiegła do wyrwy w murze,
niemal przy samym Jamesie i, po drodze wyciągnęła różdżkę, skryła się w
niej. Serce biło jej tak głośno, że dziwiła się, że tego nie słyszy.
Wychyliła się lekko i próbowała wymierzyć różdżką w któregoś przeciwnika
jej i Jamesa (stwierdziła, że skoro chcę jemu pomóc to im chcę
zaszkodzić), ale w tym momencie rozległ się drwiący śmiech obijający się
po obitym sklepieniu i pełen jadu głos z lubością wypowiadający słowo:
- Crucio!
Nie
zastanawiając się wybiegła i pociągnęła za rękę Pottera z myślą „na
zaklęcia niewybaczalne nie ma ochrony!” Uchwyciła tylko jego zdumione
spojrzenie i pomieszczenie wypełnił chrzęst jakby coś spadło z dużej
wysokości i duszący pył. Bardziej poczuła niż zobaczyła, że James osuwa
się na posadzkę i usłyszała kroki. Wycelowała różdżką w tamtą stronę.
- Expelliarmus!
Usłyszała głuche uderzenie drewienek i niemiły głos Mulcibera.
-Ta szlama śmiała wyrwać nam z ręki różdżki!
Lily widziała zarys ich zbliżających się bardzo powoli sylwetek. Byli może pięć stóp od niej.
- Mmm, nie jesteśmy już takie odważne, co?
- Twój chłopak nie może walczyć. Och, jakże mi przykro, i co teraz zrobisz? -Ironizował Avery. – Rzucisz w nas różdżką czy może twój mugolski, pusty rozumek przyswoił jakieś zaklęcie?
- Przyswoił. I to nie jedno – powiedziała twardo głęboko oddychając. – Drętwota!
Avery zesztywniał i upadł. Mulciber zaczął uciekać. W końcu mieszkańcy Slytherinu to tchórze.
- Impedimento!
Zaklęcie
trafiło go w plecy. Lily głęboko oddychając splątała ich wyczarowanymi
linami razem i pospiesznie ruszyła w stronę gdzie leżał James. Klęknęła
obok niego wypuszczając z dłoni różdżkę.
Bała
się go dotknąć. Był blady, miał zamknięte oczy, przekrzywione okulary, a
szatę na ramieniu przemoczyła mu krew i zdążyła utworzyć kałużę.
Pomyślała, że to musiało być jakieś czarnoksięskie zaklęcie, bo krew
uciekała z niego jak powietrze z przebitego balonu. Poprawiła mu
drżącymi palcami okulary i wtedy kilka słonych łez potoczyło się po jej
policzkach. Nagle usłyszała jęk. Rozejrzała się.
W rogu siedziała mała dziewczynka. Miała nienaturalnie szeroko otwarte oczy i wcale nimi nie mrugała, lekko rozchylone usta, jej szata była poszarpana, a z boku głowy spływała strużka krwi. Evans rzucając spojrzenie na Pottera podeszła do niej. Położyła jej delikatnie dłoń na ramieniu, ale nie zdążyła się jej o cokolwiek zapytać, bo dziewczynka zaczęła głośno i wysoko piszczeć, a z jej oczu potoczyły się wielkie łzy. Może i nie byłoby to dziwne, w końcu widziała dosyć przerażające rzeczy, ale jej mimika w ogóle się nie zmieniła. Jedynie w oczach czaił się strach jeszcze większy niż przed chwilą. To było straszne. Była tu sama z trzema Ślizgonami, jedną dziewczynką wyglądającą jak marionetka i nieprzytomnym Jamesem.
W rogu siedziała mała dziewczynka. Miała nienaturalnie szeroko otwarte oczy i wcale nimi nie mrugała, lekko rozchylone usta, jej szata była poszarpana, a z boku głowy spływała strużka krwi. Evans rzucając spojrzenie na Pottera podeszła do niej. Położyła jej delikatnie dłoń na ramieniu, ale nie zdążyła się jej o cokolwiek zapytać, bo dziewczynka zaczęła głośno i wysoko piszczeć, a z jej oczu potoczyły się wielkie łzy. Może i nie byłoby to dziwne, w końcu widziała dosyć przerażające rzeczy, ale jej mimika w ogóle się nie zmieniła. Jedynie w oczach czaił się strach jeszcze większy niż przed chwilą. To było straszne. Była tu sama z trzema Ślizgonami, jedną dziewczynką wyglądającą jak marionetka i nieprzytomnym Jamesem.
- Muszą być tam!
Ten
głoś jeszcze nigdy nie sprawił jej tyle radości. Podniósł ją na duchu,
mimo wszystko jej serce biło jak szalone, ręce drżały, a z oczu
mimowolnie płynęły łzy. Podniosła się z klęczek i podeszła do
czarnowłosego chłopaka, który nadal leżał nieprzytomny. Kucając złapała
go za rękę i wyszeptała:
- Zaraz
nas znajdą. Zobaczysz, pani Pompfrey cię wyleczy i będziesz mógł
poprowadzić trening, ten o którym tyle mówiłeś, za dwa dni…
- Evans! Co…? Och, dziewczyno, nic ci nie jest? – Zjawiła się McGonagall.
- Mnie nie. Ale James i ta dziewczynka…
- Jaka dziewczynka? Na Merlina! – Krzyknęła zauważając ją i pobiegła do niej.
Do
Lily podeszło dwóch chłopaków. Remus objął ją przyjacielsko ramieniem
zapewniając, że wszystko będzie dobrze, i Syriusz który klęknął przy
swoim przyjacielu. Pod jego spojrzeniem puściła dłoń Pottera, tak żeby
nikt tego nie zauważył.
-To ich sprawka?! – Zapytał w wściekłości.
Przytaknęła głową.
- Ale nieprzytomny jest przeze mnie - dopowiedziała cicho. – Jak Mulciber rzucił na niego Cruciatusa to…
- Cruciatusa?!
– Pojawiła się przy nich profesorka unosząc na niewidzialnych noszach
dziewczynkę i trzeciego ślizgona. Machnęła różdżką i wystrzeliło z niej
coś srebrnego zostawiając po sobie przyjemną poświatę. – Tym będzie się
musiał zająć sam dyrektor. – Powiedziała z oburzeniem. – Black, twój
brat został chyba pokonany przez Pottera. Jak myślisz, czym mógł dostać?
Zazwyczaj używacie podobnych zaklęć. – Źle odczytała jego minę.
Syriusz patrzył na nią ze zdziwieniem i wściekłością wypisanymi na twarzy i wycedził przez zaciśnięte zęby:
- Mój brat nie mógł pokonać sam siebie.
McGonagall
westchnęła krótko, zapewne przypominając sobie, że Syriusz Black wyparł
się swojej rodziny, co uważała zresztą za niezwykle odważne w tych
czasach.
- A
więc, Regulus Black leżał nieprzytomny. Przetransportuję go teraz do
Skrzydła Szpitalnego, a potem zapewne wyślę skargę do jego rodziców…
- Będą
zachwyceni – przerwał jej gwałtownie Syriusz wstając i patrząc na nią
jakimś dziwnym wzrokiem. Wyzywającym? – Ich kochany synek zaczął rzucać
czarnoksięskie zaklęcia!
- Nie
mam czasu na takie dyskusje! – McGonagall machnęła różdżką i James
również zaczął unosić się na niewidzialnych noszach. –Lupin, będziesz
pilnował tych dwóch – liny krępujące Ślizgonów zniknęły.
- Ja ich przypilnuję, pani profesor – zaproponował Syriusz patrząc na nich i bawiąc się swoją różdżką.
- Nie
ma takiej potrzeby – Spojrzała surowo na Mulcibera i Avery’ego i
ściągnęła mocno brwi. – Wami zajmie się dyrektor, ale teraz idziemy do
Skrzydła Szpitalnego. Evans – zlustrowała ją wzrokiem – ty jak widzę
sama dojdziesz.
Poppy
Pompfrey sprawdzała właśnie zapasy eliksirów w swoim gabinecie na
wieży, kiedy po dwóch pospiesznych puknięciach w drzwi weszła Minerva
McGonagall. Okazało się, że szkolna pielęgniarka będzie miała teraz
więcej pracy niż mogła pomyśleć. Przybyło do niej sześciu pacjentów, a
jeszcze pół godziny temu nie było tu nikogo. Dwie osoby wyglądały
najgorzej i po krótkim wahaniu postanowiła zająć się małą dziewczynką.
Im
więcej do niej mówiła, dotykała jej, machała nad nią różdżką ona
bardziej płakała i piszczała. Nie da rady nic zrobić. Musiała chwilowo
rozciągnąć nad jej łóżkiem zaklęcie uciszające i zasłoniła je parawanem.
Zaraz
podreptała do Pottera. Postanowiła zająć się nim jako drugim, bo już
nie raz tu był i zawsze po godzinie był zdrowy, jednak tym razem będzie
inaczej. Obudziła go jednym machnięciem różdżką, bo nie był nieprzytomny
dzięki zaklęciu. Sprawiła, że krew przestała lecieć , ale nie była w
stanie jej zaleczyć nawet złożonymi zaklęciami. Nic więcej mu nie było,
więc żeby jej nie marudził więcej, że musi z kimś coś wyjaśnić prawie
siłą wlała w niego Eliksir Słodkiego Snu.
Obudzenie
nieprzytomnego slizgona zajęło jej więcej czasu, ale w końcu się udało.
Podała mu cztery eliksiry i nakazała leżeć, ponieważ nie odniósł
poważniejszych obrażeń.
Na
pozostałych dwóch rzuciła – dosłownie – trzy zaklęcia i dała każdemu
eliksir uspokajający do wypicia. Minerva prosiła ją, żeby ich zatrzymała
dopóki nie pojawi się dyrektor.
Ach,
jest jeszcze Evans. Poppy kiedy tylko ją zobaczyła zaczęła się
zastanawiać: co ta dziewczyna tu robi. Tylko raz miała ją tu jako
pacjentkę i to też nie z jej winy. Zawsze tylko przyprowadzała ofiary
nieudanych żartów czy pojedynków. Poprowadziła ją w stronę gdzie leżał
Potter - wcześniej uznała, że będzie najlepiej położyć Ślizgonówi
Gryfonów jak najdalej od siebie – oddzieliła ich jednak łóżkiem i
parawanem. W końcu nie raz chłopaka leczyła po jej urokach. Evans
wystarczy tylko eliksir kojący nerwy. Jest w lekkim szoku…
Ale
nie była w żadnym szoku. Lily była pogrążona w swoich myślach. Gdy szła
do Skrzydła, gdy Pompfrey badała innych, gdy badała ją, nic nie mówiła,
nie reagowała. Raz tylko drgnęła pod wpływem głosu czarnowłosego
chłopaka. Mówił coś, że nie będzie spał, bo musi coś komuś wyjaśnić, a
jak zorientowała się, że tym „kimś” jest ona to jeszcze bardziej
wcisnęła się w kąt, ale już zasypiał, a Pompfrey odchodziła z tacą
pustych i pełnych flakonów z eliksirami.
A
teraz trzymała buteleczkę z eliksirem, który miał ją uspokoić i jakoś
nie miała ochoty go pić. Uspokoi się, zapomni jakiegoś może
niepozornego, ale ważnego szczegółu, a Dumbledore na pewno chciałby
wiedzieć wszystko. W momencie, kiedy o nim pomyślała drzwi Skrzydła
Szpitalnego otworzyły się i stanął w nich dyrektor.
Podeszła
do niego szybko McGonagall i zdążyła mu szeptem coś przekazać zanim
dopadła go pielęgniarka zdając relację ze stanu zdrowia jej pacjentów.
Wysłuchał jej w ciszy trzymając splątane palce dłoni z tyłu, a gdy
skończyła mruknął tylko „Acha”. Posłał przelotne
spojrzenie Avery’emu, Mulciberowi i Blackowi i podszedł do dziewczynki.
Nadal wyglądała jak marionetka. Spojrzał jej w oczy i zwykły uśmiech
zszedł mu z twarzy ustępując trosce i lekkiemu zaniepokojeniu.
- Trzeba
ją jak najszybciej przetransportować do szpitala świętego Munga. Zajmij
się tym, proszę, Minervo. Z tego co mi powiedziałaś, Poppy, mieszkańcy
domu Slytherina nie są na tyle… poszkodowani żeby zostać tutaj, tak?
- Tak,
dyrektorze. Mówili, że niepotrzebnie tu są i wychodzą. Oczywiście
nie pozwoliłam. Zamknęłam nawet drzwi na klucz. –Spojrzała na
mężczyznę zdając sobie sprawę, że jemu nie otwierała.
- To cudownie, bo musimy wyjaśnić parę kwestii. – Powiedział uśmiechając się.
- Ale… panie profesorze! – Krzyknęła Ruda, kiedy dyrektor minął ją bez słowa.
- Tak, Lily?
- Bo…
bo ja myślałam, że ze mną też pan będzie chciał porozmawiać. –
Powiedziała niepewnie. – Byłam tam i widziałam trochę. Wiem kto rzucił
niektóre zaklęcia – zauważyła, że Ślizgoni patrzą na nią z pogardą
krzywiąc się i złorzecząc pod nosem, więc dodała na tyle głośno żeby
usłyszeli– i w każdej chwili mogę to powiedzieć.
- Dziękuję
ci, ale daj się przyznać do błędu. Daj druga szansę. – Po chwili
wpatrywania się w nią dopowiedział – I radziłbym ci wypić ten eliksir.
Nie zamartwiaj się, Lily. Jamesowi na pewno niedługo nic nie będzie. –
Jeszcze raz uśmiechnął się i wyszedł zagarniając niewielką część
ślizgońskiego gangu.
Ruda
zastanowiła się nad tymi słowami i wypiła miksturę. Wciągnęła głośno
powietrze, wypuściła je i wstała z łóżka. Rzeczywiście czuła się lepiej.
Przeszła cichutko parę kroków i z taką samą ostrożnością zajrzała za
parawan. James w ogóle nie przypominał tego zarozumiałego palanta co
zwykle. Jego okulary leżały na szafeczce obok łóżka, włosy miał
oklapnięte, na twarzy nie było zalotnego uśmiechu i nie miał na sobie
górnej części garderoby, a przykryty był nieco ponad linią łokcia.
Zrobiło jej się gorąco i nie wiedziała co ma na to
wpływ. To, że przez chwilę zawiesiła wzrok na nagim torsie Pottera, czy
to, że mogłaby być na tym przyłapana przez Pompfrey, która wystrzeliła
jak z procy ze swojego gabinetu z jakąś karteczką w dłoni.
Rzuciła
ciche „Dobranoc” i wyślizgnęła się ze Skrzydła Szpitalnego. Zobaczyła
dwie osoby o których całkowicie zapomniała. Syriusz i Remus stali pod
drzwiami głodni jakichkolwiek informacji. Patrzyli na nią jakieś trzy
sekundy, a potem jak umówieni zaczęli zasypywać ją deszczem pytań. Nic
nie zrozumiało i spojrzała na nich bezradnie. Zamilkli, wzięli oddech i krzyknęli razem:
- Co z Jamesem?!
Zaczerwieniła się lekko na wspomnienie widoku sprzed kilku minut.
- Jamesowi na pewno niedługo nic nie będzie.
I z małym uśmieszkiem wymijając chłopców ruszyła do Pokoju Wspólnego Gryffindoru.
Piszesz bardzo ciekawie. Masz interesujące pomysły i dobrze rozwijasz akcję. Zdarzają ci się błędy, głównie interpunkcyjne, ale też wyhaczyłam kilka stylistycznych. Nie byłam ich jednak pewna, także nie wypisuję. Masz prześliczny szablon :)
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia w dalszym prowadzeniu bloga i pozdrawiam :)
Yukufumei z blaze-of-glory
Dziękuję za opinię, ale prosiłabym jednak o wytyczenie błędów, które wpadły Ci w oko. Chodzi mi głównie o stylistyczne. Może byłoby mi łatwiej uniknąć ich w przyszłości.
UsuńSzablon? Nie sądziłam, że ktoś coś o nim napiszę, ale się cieszę, jednak zmieniam go i mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu :)
Świetneee ! Boskieee ! Supeeer ! Po prostu Extra ;D dzięki za powiadomienie ! ; *** Kiedy kolejna notka ?
OdpowiedzUsuńHmmm, kolejna notka pojawi się kiedy dorwę się do pewnego zeszytu z dużymi kolorowymi kwiatami i zredaguję bardzo stare zapiski na pożółkłym pergaminie. Och, jakie szczęście, że ich autorka rzuciła jakieś zaklęcie, które nie pozwoliło zblaknąć atramentowi! Tak na marginesie, to muszę stwierdzić, że ta cała magia jest bardzo przydatna... ;)
Usuńmam nadziję, że będzie to za nie długo ;D
Usuńale, będę cierpliwie czekać !!!!
Dziękuje za dedykacje;* Nie sądziłam, że to, co napisałam, komuś pomoże, ale jestem mile zaskoczona;D
OdpowiedzUsuńNotka jest cudowna;D Szczególnie "nagi tors Jamesa" <3 nie pogardziłabym ^^ Wiem, wiem, mam takie zboczone odchyły ;P Początek notki mi się nie podobał, ale tylko pierwszy akapit... Był trochę jakby wymuszony i niespójny. Ja bym tam zmieniła to, jak przedstawiłaś opinię Slughorna, bo to trochę kolidowało z resztą:/ było takie niespójne, jeśli wiesz, o co mi chodzi. Ale reszta rozdziału była genialna, więc najważniejsze, jak to skończyłaś.;]
Cieszę się, że nareszcie dodałaś notkę. ;* Przepraszam, że nie weszłam wcześniej, ale pomagałam siostrze szykować się na studniówkę;)
Niedługo pojawi się u mnie nowa notka, ale jeszcze muszę popracować nad jej jakością...
Podsumowując, notka była genialna;)
Pozdrawiam;*
Początki moich notek ZAWSZE są wymuszone, bo mam takie coś, że do głowy wpada mi dialog (w najlepszym przypadku, uff), jakieś fajne spojrzenie (tak wiem głupota, ale muszę je wykorzystać i piszę), stwierdzenie, a czasami nawet opis krajobrazu (!) na którym opiera się cały rozdział! Wiem. Pokręcone, ale cóż zrobić? Tak już mam!
UsuńMyślę, że nie uwierzysz jak napiszę, że do tej podstawą było stwierdzenie Dumbledore'a "... daj się przyznać do błędu. Daj drugą szansę...", a potem ta dziewczynka, ale mam nadzieję, że wszystko wyjaśni w następnej notce (do której zainspirowało mnie jedno spojrzenie i jeden rumieniec (;, Noc Duchów, której... chyba w ogóle nie będzie. A może będzie, nie wiem)
Ja nie mam wrażenia, że ten pierwszy akapit był aż tak wymuszony, a niespójny... no może, ale nic nie zapowiadało, hmm, takiego rozwoju wydarzeń :)
A twoje stwierdzenie na temat Jamesa... ekhm, któż by pogardził ;D?!
Fajnie ci, że łapią cię taki pomysły ;] Ja najpierw muszę sobie przmyśleć, czego wymagam od tej notki, bo wiem, że czytelnicy bywają wymagający. Muszę wyobrazić sobię emocje, które chcę przekazać. Właśnie dlatego tak ciężko mi o kolejną notkę, bo targają mną różne emocje, których nie potrafię wyrazić. Czasem czuję ogromną pustkę, a chwilę później nie mogę ze sobą wytrzymać w jednym pokoju;/ Siedzę na matmie w szkole, a potem wpatruje się w ławkę i budzi mnie dopiero dzwonek lub koleżanka z ławki. Nawet nie wiem czego właściwie chcę!
UsuńZapomniałam dodać w tamtym komentarzu o szablonie! Jest boski;D o wiele lepszy od wcześniejszego!
Chciałam ci jeszce powiedzieć, że też wierzę w magię. To dziwne, ale to nie koliduje z moją wiarą katolicką. Nie popieram tylko księży, papieża itd. Nie rozumiem, dlaczego w czasach Jezusa, kiedy ktoś zamieniał wodę w wino, to był cud, a kilkanaście wieków później palono za to samo na stosie. Władze kościoła są nieobiektywne i czują wyższość nad normalnym człowiekiem, chociaż i tak to najlepsza pod tym względem wiara. Uważam, że księża są ważni, pomagają nam w kontakcie z Bogiem, ale nie powinni wypowiadać się na niektóre tematy;/ Jeśli masz czas, to poczytaj sobie to: http://www.kosciol.pl/article.php?story=20060103124235166 a tu jest na to odpowiedź: http://www.kosciol.pl/article.php?story=20060115054633732
Bardzo mnie to poruszyło.
Kocham magię i wszystko, co jest z nią zwiazane. Miałam dzisiaj wspaniały sen. Ale za długo, żeby o tym pisać. I tak już sie nieźle rozpisałam.
Pozdrowienia;*
Czarno-biała
Och, tak, cudownie, że mnie łapią takie pomysły. Tylko dlaczego po dwunastej w nocy?! Potem jak nie chcę mi się ich zapisać to mam meeega wyrzuty sumienia, że tak postąpiłam i nie śpię do trzeciej w nocy, ugh! A potem człowiek wstaję o jedenastej rano i niewyspany :/
UsuńAle nie jest tak, że nie myślę nad uczuciami! Najczęściej Lily, bo ona jest, że się tak wyrażę, głównym obiektem zainteresowań, ale myślę.
A jeśli chodzi o te linki...
Naprawdę zdenerwował mnie ten artykuł! Ze też Kościół musi zawsze wtryniać swój nochal we wszystkie sprawy, zachłannie pragnąc być na pierwszym miejscu w umysłach ludzi! Na początku śmiałam się kpiąco, ale jak doszłam do zdania, niestety zacytuję,: "... lektura tych książek powoduje, że zanika naturalna bariera chroniąca przed magią i innymi praktykami okultystycznymi..." jaka naturalna bariera, ja się pytam! JA osobiście NIGDY nie miałam poczucia jakieś "naturalnej bariery, która miałaby mnie chronić przed magią.! A potem stwierdzenia, że "Hogwart jest zamkniętym światem przemocy i grozy, w którym panuje bezprawie", "Harry Potter w każdym tomie jest coraz bardziej podobny do Voldemorta" i że "nie ma tam nikogo kto pragnie dobra" po prostu mnie rozwaliły! Zawsze to mówię i powiem raz jeszcze: Trzeba być ślepym, żeby czytając Harry'ego Pottera widzieć TYLKO magię!!!
Czepiają się, że "czytelnicy zostają porwani do królestwa fantazji", a ja (znowu) się pytam: co w tym złego?
W końcu zadaję pytanie sobie:
W jakim ja żyję świecie? W takim, w którym miłość, przyjaźń, walka dobra ze złem nazywa się przykrywką do ZŁA?! Nie, ja nie chcę takiego świata!
Przepraszam, nie krzyczałam na Ciebie ;), ale... tak wyszło.
Ja właśnie zaraz zabieram sie do pisania bo wszyscy w domu spia a mi sie wtedy najlepiej sie pisze;] a jutro nie ide do szkoly przez wzglad na choróbsko, które mnie dopadło...;D nie wykluczam, że w ciągu najbliższych dwóch dni pojawi sie u mnie nowa notka...;*
UsuńWiem, że to nie na mnie krzyczałaś.:D Tez bylam oburzona, kiedy to znalazlam. A niech sobie pisze takie glupoty ten babsztyl, tylko dlaczego popiera o ksiadz, ktory na 100% tego nie czytał? Zupełny absurd i nieodpowiedzialność!
Ta autorka troche mi przypomina Rite Skeeter;/ co za ironia. Nieprawdaż?
Czarno-biała
:D na to nie wpadłam! Ale rzeczywiście :) Eh, mam już jedną teorię, ale wygłaszać jej nie będę, bo może to spowodować wątpliwości o moim stanie zdrowia psychicznego. Tak, tak to pewnie przez to, że przeczytałam kilkakrotnie Harry'ego Pottera więc moja naturalna bariera chroniąca jest zachwiana i dlatego takie myśli wpadają mi do głowy ;)
UsuńAch, zdrowiej i pisz, bo szczerze mówiąc dziwię się, że jeszcze niczego nie wstawiłaś. Ja do szkoły teraz nie chodzę drugi tydzień i jestem na siebie zła bo jak siódmego dodałam notkę to na drugi dzień napisałam pięć stron A5 i do teraz nic ;/
P.S. Miałaś piękny sen? Z magią związany? A nie masz tak, że wiesz, że coś fajnego Ci się śniło, a nie pamiętasz co to było?
Niestety, większość się takich snów zdarza;/ Trelawney (dobrze napisalam?) by sie wściekła;] nie byłabym dobra z senników... Ale ten sen był wyjątkowy. Obudziłam się i chyba nigdy bardziej nie marzyłam, żeby znowu zasnąć;D Ale niestety- piękne rzeczy szybko się kończą.;(
UsuńZ normalnej choroy już się wygrzebałam. Teraz jest gorzej... Cierpię na "wenus brakus";D Bardzo uciążliwe i nie pozwala mi dokończyć nst notki^^ Ale teraz zaczynają mi się ferie ( jupiiiiiii ;D!) i może coś wygryzmolę w ten weekend;]
Pozdrowienia;*
PS.: Najwyraźniej zaniknięcie " naturalnej bariery " chroniącej przed magią jest już u Potteromaniaków na porządku dziennym, ale jakoś mi to nie przeszkadza;D
Musiałybyśmy obie zmyślać do tych senników :D, ale nie zawsze mi się coś śni. Dziwne, słyszałam, że tylko psychopaci nie maja snów ;)
UsuńMnie też ferie zaczynały się tak jak tobie... podejrzane ;]
Mnie nie dopadł "wenus brakus", ale zupełnie co innego i jest mi z tym bardzo ciężko. Matko! Co ja się dowiedziałam na temat Lily i Jamesa! Po prostu straciłam przez to wiarę w moją... twórczość(?)
;(
Mój sennik byłby bardzoo... hmm... oryginalny?:D
UsuńU mnie nowa notka! Nareszcie...;]
No pisz czego się dowiedziałaś! bo nie mogę wytrzymać z ciekawości! To coś ważnego? Od kogo? i czemu nie możesz skończyć przez to notki? pliiiiiiissss! Musisz odpisać bo dostane przez ciebie nerwicy.
;D
Pozdrowienia!
Czarno-biała
PS: Ale wiesz że jak nie odpiszesz to wyślę do cb wyjca? Bój się, bój!
Świetne to i wciągające. Chciałabym umieć tak pisać jak ty. ; ) Powiadomisz mnie o nowej notce mam nadzieje, co? Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńOch, dzięki!
UsuńJeśli chcesz, to tak oczywiście, powiadomię ;)
Baaaardzo mi się podoba notka. Uśmiałam się przy wnioskach Lily chodzi mi o zdanie w 6 akapicie "Doszła do wniosku, że Huncwoci ...".
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na dalsze losy Lily i Jamesa.
Och, taka jestem ciekawa jak to się dalej potoczy.
Jejku, przeczytałam wszystkie notki od początku i się nie mogę doczekać kolejnej ^^ Mam nadzieję, że szybko się pojawi! Ciekawa jestem o co chodziło w tej aferze : D No i James bez koszulki, łhoohohoh. Naprawdę fajnie Ci idzie to opowiadanie : ))
OdpowiedzUsuńPrzez to że ostatnio wpadłam w manię czytania pamiętników takich w stylu "Lily Evans" sama postanowiłam założyć, dzisiaj już prolog wstawiłam. Tak wiec przy okazji komentarza zapraszam na swojego bloga : )
www.lily-james-potter.blog.onet.pl
Muszę przyznać, że z każdym opowiadaniem wchodzę tu coraz chętniej :).
OdpowiedzUsuńJesteś świetną pisarką.
dziękuję bardzo, naprawdę super takie coś przeczytać, ale żadna ze mnie pisarka ;)
UsuńGenialnie piszesz,a i charaktery bohaterów również ciekawie podkreślasz zabawnymi dialogami - świetne, no ale czytam dalej :D
OdpowiedzUsuńSuper piszesz, aż nie mogę się doczekać następnych wydarzeń <3 Tak bardzo się wciągłam :D
OdpowiedzUsuń