…do ich przedziału wpadł strzępek rozmowy. Zaczęły się mimowolnie przysłuchiwać.
- …cię załatwiła, stary - mówił kpiąco Black.
- Tak. Ma dziewczyna klasę. – Lupin.
-
Ale za co? Za co takie traktowanie? Kiedy ona w końcu zrozumie,
że jesteśmy sobie przeznaczeni? – Na pytanie Jamesa słychać sceptyczne
szepty, a w Lily podniósł się poziom gniewu.
-
Byle przez najbliższe dziesięć miesięcy, bo potem to będziesz mógł
tylko to jej zdjęcie pooglądać – stwierdził sarkastycznie Syriusz.
- I tak mam je ze sobą cały czas. Ale nie przejmujcie się, jeszcze w
tym roku będziemy razem! – Dało się wyczuć entuzjazm.
-
Gadasz tak od sześciu lat. Spójrz prawdzie w oczy, James. Lily tylko
denerwuje się na twój widok. A wiesz dlaczego? Bo mnie się wydaję, że
wiem. – Na te słowa Remusa Ruda poczuła niepokój.
- No to dawaj!
-
To proste. Uważa, że jesteś dziecinny. I nawet nie próbuj mi wmówić, że
ona cię skrycie kocha, bo to nieprawda. I jak będziesz jej nadal
wrzucał łajnobomby do dormitorium, to w tym roku na pewno nie będziecie
razem.
- Łajnobomby? Aaa, te. Ale to było w czwartej klasie…
-
Cóż za monolog Lunatyku. Nie słuchaj go, Rogacz. Jesteśmy Huncwotami,
jak możemy być dziecinni? Prawda, Glizdogonie? Glizdogonie?! Przestań
się obżerać, tylko...
- Przestań, Łapo! Ja jej chciałem tylko oddać kota!
Lily spojrzała na dziewczyny. Nie mogła uwierzyć. Jak to oddać kota? Rzuciła się do wiklinowego koszyka.
- Nie ma jej! Gdzie ona jest?!
- Uspokój się. Jest w przedziale obok. Nie słyszałaś? – Ann jak zwykle dawała swoje dobre rady.
- Ale jak…?
-
Można się było domyślić. Normalnie nie daje nam żyć, podczas podróży. –
Wstała otrzepując spódniczkę i wyszła.
- No i gdzie ona polazła? – Dorcas cały czas patrzyła na miejsce, w którym zniknęła.
- Nie wiem. Byle szybko wróciła. Musimy odbić Mimi!
- Co? Jak to odbić? – Ze zdziwienia, aż zakrztusiła się własna śliną.
- Chyba nie sądziłaś, że zostawię ja na pastwę Jam… tfu! Pottera!
- Jest u Huncwotów i nawet jej nieźle. Polubiła się z Jamesem. – Do przedziału wróciła Ann.
- Cudownie – rzuciła sarkastycznie, bo nie spodobało jej się, że kotka się z nim polubiła.
-
Poszłam pogadać z Remusem. – Usiadła – O tej książce, co mi ją pożyczył
na wakacje i ją zostawiłam w domu. Mimi leżała Jamesowi
na kolanach. Drapał ją po brzuszku.
- No to pięknie. Sama do mnie nie przyjdzie. Obraziła się. I jak ja odzyskać? – Podparła twarz na dłoniach.
- Po prostu: pójdziesz do nich i ją zabierzesz. Czym się przejmujesz? –
Meadowes rozłożyła się na dwóch miejscach.
- Tym, że pokaże pazurki i… – urwała bojąc się własnych myśli.
- ...i będzie wolała zostać tam gdzie jest? – Ann zaczęła się zastanawiać – No cóż… musi ci ją oddać do ręki.
- Ja. nie. będę. się. go. o. nic. PROSIĆ!
- Nie o coś, tylko o swoją malutką, biedną, kochaną…
- Dobra, dobra. Ale idziecie ze mną! – Pogroziła im palcem.
- Ok. Ale nic się nie odzywamy. Co nie, Ann?
Blondynka w odpowiedzi pokiwała głową i wyszła pierwsza. Potem Dorcas, a na końcu Lily. Wydawało jej się, że idzie, a drzwi przedziału obok wcale się nie zbliżają. McKartney weszła pierwsza i od razu rzuciła się na miejsce obok Lupina, wypatrując książkę o swoim ulubionym przedmiocie – zielarstwie. Natomiast Brunetka sama poczęstowała się kociołkowymi pieguskami. Ruda stanęła w drzwiach i powiedziała cicho i bez entuzjazmu:
Blondynka w odpowiedzi pokiwała głową i wyszła pierwsza. Potem Dorcas, a na końcu Lily. Wydawało jej się, że idzie, a drzwi przedziału obok wcale się nie zbliżają. McKartney weszła pierwsza i od razu rzuciła się na miejsce obok Lupina, wypatrując książkę o swoim ulubionym przedmiocie – zielarstwie. Natomiast Brunetka sama poczęstowała się kociołkowymi pieguskami. Ruda stanęła w drzwiach i powiedziała cicho i bez entuzjazmu:
- Cześć, chłopaki.
James
podrapał kocicę za uszami i położył na oparciu na głowę.
Odwrócił się i uśmiechnął najszerzej jak potrafił. Lily zastanawiała się
przez chwilę czy nie przyłożyć mu jakimś zaklęciem, ale miała na uwadze
dobro swojego zwierzątka. Więc też się uśmiechnęła, jednak nieco
delikatniej.
-
Nie szczerz się tak, Potter – mówiła spokojnie nadal się uśmiechając. –
Nie do ciebie przyszłam. - Skrzyżowała ręce na piersiach.
- Taaak? A do kogo? – Rozejrzał się.
- Nie do kogo, a po kogo – powiedziała nieco ozięblej. – Dawaj Mimi i wychodzę.
- Dałaś mi wystarczający powód, aby tego nie zrobić.
Wzięła
jeden głęboki oddech na uspokojenie. Wykonała ruch, aby zabrać, to, po
co tu przyszłą, ale James skutecznie zablokował jej drogę sobą.
Usłyszała chichot ze strony, gdzie siedzieli Syriusz i Dorcas.
-
Odsuń się – powiedział spokojnienie patrząc na niego, chociaż gotowało
się w niej od gniewu, tak, że z różdżki wyleciał snop czerwonych iskier.
- Nie denerwuj się, Liluś…
- Przestań tak do mnie mówić! – Dźgnęła go różdżką w pierś.
Niewytrzymała.
Pchnęła go, dotykając przy tym swoją dłonią jego skóry. Przeszedł ją
dreszcz. Zabrała szybko kotkę i wyszła. Słyszała jeszcze głos Lupina:
- Nie widzę sensu w denerwowaniu jej.
- Bo nie widziałeś jej oczu.
- Bo nie widziałeś jej oczu.
Git majonez
OdpowiedzUsuńmisia po prostu SUPER EKSTRA NOTKA
OdpowiedzUsuńno i jeszcze ten tekst na koniec z tymi oczami jest rewelacyjny
Za bardzo mnie chwalisz...
UsuńJeszcze nie ma za co!
Oj, z tymi oczami to naprawdę świetny pomysł miałaś. Aż po prostu mnie zatkało.!
OdpowiedzUsuńFajne, ale staraj sie oddzielać wszytskie wyrazy bo to bardzo utrudnia czytanie. ; ) Dobry motyw był w poprzedniej notce z tym zatrzymaniem akcji. ;D Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńOooooo - moja reakcja na ostatnie zdanie. Rozdział wspaniały, wydaję mi się, że krótszy od poprzedniego, ale za to więcej się dzieje. :)
OdpowiedzUsuńZauważyłam kilka błędów ortograficznych, ale nie przeszkadzają one w czytaniu, więc nie ma się czym przejmować.
Lecę czytać dalej. ;)