Mroźny
dzień szybko zleciał, ale możliwe, że miało z tym coś wspólnego szybsze
nadejście nocy. Było naprawdę zimno. Najlepszym rozwiązaniem był gruby
sweter z golfem, a niektóre dziewczyny chodziły nawet w rękawiczkach po
zamku. Lily zawsze była w klasie od eliksirów pierwsza. Dzisiaj
przyniosła ze sobą kilka pustych słoiczków i umieściła w nich
wyczarowane płomienie. Poustawiała je na pulpicie i ze dwa na parapecie.
Usiadła, ściskając gorące szkło w dłoniach i długo nie musiała czekać.
Caradoc jak zwykle zajrzał przez uchylone drzwi, a kiedy ją zobaczył,
wszedł z uśmiechem na ustach.
-
Są prawie święta, pomyślałam, że może by dać spokój z tym warzeniem –
powiedziała, kiedy usiadł obok. Po głowie ciągle tłukło jej się zdanie
„Poświęcił quidditch, żeby spędzić z tobą trochę czasu.” – Wczoraj omówiłam tylko eliksir, ale co z tego.
- Przecież sama mówiłaś, ze teoria a praktyka to nie to samo.
- No tak, ale święta… Chce ci się? – zapytała głęboko zdumiona.
- Jak chcesz iść to trzeba było powiedzieć. – Już się zbierał, ale Evans przekręciła oczami.
- Okay, okay. Masz listę. – Wyciągnęła rękę z przepisem.
- Pamiętam – pochwalił się dumnie, a dziewczyna pomimo uśmiechu jakim go obdarzyła nie była zadowolona.
Chwilę
grzebał w kredensie. A kiedy poustawiał wszystko co według niego miało
mu się przydać machnął różdżką. Wszystkie fiolki, buteleczki i miseczki
unosiły się stukając o siebie, ale niepostawione na niczym. Szpaner, i
tyle. Cóż, nikt nie twierdził, że jest też kiepski z zaklęć.
James
szedł z rękami wepchniętymi w kieszenie spodni i gwizdał głośno. Złość z
wczoraj całkowicie z niego wyparowała i właściwie, kiedy o tym myślał
mógł się tylko śmiać. Lily sama wpakowała się w jego towarzystwo z
własnej woli i czuł, że ten szlaban żadną karą dla niego nie będzie.
Raczej dla niej. Kuło i martwiło go jednak to, że znów wkroczyli na
wojenną ścieżkę i trudno mu się było z tym pogodzić mając w głowie echo
ich deszczowego spaceru, każdego uśmiechu i spojrzenia. I to wszystko
przez kogo? Przez tego przeklętego Dearborna! Z chęcią zmiótłby go z
powierzchni ziemi jakimś zaklęciem, ale to już kompletnie skreśliłoby go
u Evans. Spojrzał na zegarek, będąc już blisko. Trochę spóźnienia nie
zaszkodzi.
Uchylił cicho drzwi. Nie wiedział po co. Może chciał się poprzyglądać co robi Lily, a może krzyknąć „Buuu!”. Nie wiadomo.
Może
liczył, że tańczy, śpiewa, albo głęboko rozmyśla zakręcając na palcu
kosmyk włosów, czego nigdy nie była świadoma. W każdym razie się
przeliczył.
Mrugnął oczami, myśląc, że się myli. Nagle świat Jamesowi się zatrzymał i rozpadł na kawałeczki. A on razem z nim.
- Caradoc… - wyszeptała, drżącym głosem.
- Jakbyś nie wiedziała – wymruczał niskim głosem.
Nie mógł patrzeć co potem. Natychmiast zamknął drzwi. Wyszło głośniej niż miało.
„Lily taka nie jest”?! Ty debilu, kretynie, idioto i cholerny optymisto!
Lily
z wielką dozą ostrożności nachyliła się nad parującym kociołkiem. Na
wszelki wypadek zebrała włosy. Pociągnęłą lekko nosem, ale zachęcona
odpowiednim zapachem machnęła ręką, nie pozwalając mu odlecieć. Złapała
za łyżkę, posyłając Caradocowi nieodgadnione spojrzenie.
-
Wiesz, Lily, obiecałaś mi, że dzięki tobie zdam co najmniej na P –
zaczął chłopak bacznie przyglądając się twarzy zajętej Evans. – Nie
chciałem ich zaliczyć, a teraz nawet je lubię.
- To zrozumiałe. To dzięki mnie – zażartowała.
-
Tak. Masz rację. – Podniósł się z miejsca i podszedł do kotła,
obserwując jej zdumiony wzrok. – Czasami ludzie robią dziwne głupie
rzeczy. Mój ojciec, na przykład. Nie chce przyjąć do wiadomości, kiedy
mówię, że nie przejmę po nim tego wielkiego, kosmetycznego biznesu,
który odniósł sukces dzięki niemu. Belleza*. – Prychnął.
-
Używam tych kosmetyków – stwierdziła tępo Evans, nieruchomiejąc z małą
fiolką w ręku. Że co? Caradoc miał być synem jakiegoś magicznego
biznesmena? Ten sam Caradoc, z którym spędziła kilka miesięcy na
wbijaniu mu do głowy podstawowych informacji o eliksirach? To jakiś
obłęd. Firma kosmetyczna i on jest, był taki beznadziejny z tego przedmiotu!
- Poznałem po cieniu do powiek – zaśmiał się nerwowo.
Rzuciła
mu wolne spojrzenie i podeszła do okna. Niemrawo poruszała fioleczką.
Chciała sprawdzić konsystencję i kolor. Zmarszczyła czoło nad
usłyszanymi rewelacjami. Czuła się oszukana. Dobrze, że stała odwrócona
do niego plecami.
-
Mówię ci to tylko dlatego, że powiedziałaś co myślisz o dzieciach
wpływowych rodziców. – Zjawił się koło niej z wytłumaczeniem na ustach,
jednak zielonooka odwróciła się od niego i wróciła do kociołka. – Miałaś
wtedy taką niechęć na twarzy. Poczułem się jakbym cię okłamywał. Ale ja
taki nie jestem, Lily. Nie jestem znudzony życiem i wywyższający się!
Pamiętasz jak się świetnie bawiliśmy razem? – zapytał niemal z rozpaczą,
jak gdyby łapał się ostatniej deski ratunku.
-
Jeszcze bolą mnie stopy – mruknęła pod nosem. Przechyliła powoli
fiolkę, wlewając z powrotem jej zawartość do kociołka. Rzeczywiście,
bawiła się znakomicie, ale Caradoc często robił obrażone miny – jak
dziecko, któremu się coś odebrało, tylko dlatego, że zamieniła kilka
słów kimś innym niż on. Czasami,
pomimo zwykłego tonu, w jasnoniebieskich oczach pojawiało się żądanie.
Nie chciała go oceniać przez pryzmat tego, kim są jego rodzice, za
dobrze go znała. Przez coś tak błahego miała okropny mętlik w głowie.
Westchnęła. Po raz pierwszy dokładnie skupiła się na eliksirze i aż się
zapowietrzyła.
Dearborn bełkotał ciągle jakieś marne wytłumaczenia, nie wiadomo po co i dlaczego.
- To niesamowite! – krzyknęła ruda, patrząc na chłopaka.
- Lily, wiedziałem, że nie będziesz…
-
Nie to, głupku. To. – Wpatrując się w zawartość kotła, oparła się o
niego z niedowierzaniem. Caradoc doskoczył do niej i zrobił to samo. Nie
bardzo to wszystko ogarniał.
- Jest prawidłowy – wydukała i spojrzała na blondyna.
- Nie. – Pokręcił głową, ale lekko się uśmiechnął.
- Tak. – Zaśmiała się. Była z niego i z siebie tak cholernie dumna!
- Mój pierwszy udany eliksir – oznajmił i tak jakby… przytulił kociołek.
-
Wow. – Koleś jest naprawdę dziwny i Lily zastanowiła się jak to
możliwe, że pomimo to studiował eliksiry nadal. Po SUM-ach. Czyżby
łapówka?
Z
myśli wyrwał ją Caradoc, który po jakimś dzikim objawie radości
podskoczył i krzyknął „To dzięki tobie!”. Zaśmiała się, a Dearborn
uścisnął ją mocno przy okazji wyjąc do ucha jak szalony. Evans
odwdzięczyła mu się tym samym, a jak! Poklepała go po plecach. Puścił ją
a na twarzy miał wielki uśmiech i wyglądał uroczo. Złapał się za głowę i
okręcił kilka razy wokół siebie. Kiedy jego wzrok padł przypadkiem na
eliksir, w szaleństwie jeszcze raz porwał Lily w ramiona i uniósł ją nad
ziemię. Zielonooka lekko przestraszona jego wybuchem, złapała się go
mocno. Ona również cieszyła się z sukcesu gryfona, ale nigdy nie
pomyślałaby, że będzie razem z nim z tego powodu krzyczeć. Zakręcił nimi
jeszcze mocniej niż na jakiejś diabelnej karuzeli. Lily zamknęła oczy
mając jakieś okropne przeczucie, że zaraz wpadnie na mur i rozbije sobie
głowę, pomimo to nadal się śmiała.
Poczuła
jak gwałtownie, ale dziwnie delikatnie jej plecy zderzają się ze
ścianą. Nadal lekko się śmiejąc, przestała go trzymać, ponieważ
pomyślała, że to koniec. On miał jednak inne zamiary.
Pocałował
ją od razu. Najpierw zdziwiona pozostała bierna. Z przerażeniem
uświadomiła sobie, że odwzajemnia czuły gest. Nawet już objęła nieśmiało
dłonią jego kark. To czy pozwoli mu na więcej, czy go odepchnie było
jej przerażająco obojętne. Nie było nieprzyjemnie, było jej dobrze a
przecież go lubiła. Nic złego nie robi.
Pocałunek ze strony Dearborna stał się namiętniejszy, a Lily poddała
się temu. Kiedy jednak poczuła jak jego ręka odnajduje drogę na jej
pośladek, odepchnęła go.
- Caradoc… - wyszeptała, drżącym głosem.
- Jakbyś nie wiedziała – wymruczał niskim tonem i znów zaczął ją całować.
Pomimo,
że od razu zaczęła współpracować, od razu chciała go też odepchnąć. Nie
musiała, bo sam przestał. Oboje spojrzeli w stronę drzwi, które przed
sekundą ktoś zatrzasnął.
- McGonagall? Filch? Slughorn? – zaproponował.
Tak! I akurat by wyszli trzaskając drzwiami!
-
James – wyszeptała niesłyszalnie Lily. Na jej twarzy pojawiła się
panika. Odepchnęła brutalnie Caradoca i podbiegła do ławki. Złapała
różdżkę i wybiegła z klasy. Po drodze specjalnie zahaczając o kocioł z
eliksirem.
James. To na pewno był on. Miał tam przyjść i to na pewno był on!
Coś ty zrobiła, Lily Evans?
Rudowłosa
przebiegła korytarz ze łzami w oczach i mocno ściskaną różdżką.
Załomotała w drzwi i otworzyła je gwałtownie. Profesor Slughorn dostanie
kiedyś przez nią ataku serca i będzie jego mieć na sumieniu, a nie
tylko potłuczone fiolki i rozlaną fioletową, dziwną ciecz.
-
Na Merlina! Lily? – Nauczyciel złapał się za serce. Kiedy zobaczył, w
jakim jest stanie, widocznie chciał coś powiedzieć, ale się nie przebił.
-
Nie będę! – krzyknęła Lily cienkim głosem. Ciągnęła swoje myśli na
głos. – I niech mi pan zabierze wszystkie punkty też nie będę! Żebym
miała dostawać same T, nie będę. Może mi pan dać tysiąc szlabanów, iść
do profesor McGonagall, albo do dyrektora, lub wysłać do rodziców list
ze skargą, i tak nie będę. Nie!
- Dobrze – powiedział, choć tak naprawdę nawet nie wiedział o co chodzi. Był przerażony tym wybuchem.
-
Dobrze – powtórzyła głucho, krzywiąc się z poczucia niezrozumienia.
Tylko tyle miał do powiedzenia. Jakie to wszystko beznadziejne!
„Beznadziejne było całowanie się z Dearbornem”, wytknęła sobie. Poczuła
łzy, na nowo zbierające się w oczach i że ich nie powstrzyma. Opuściła
gwałtownie gabinet Slughorna, a potem puściła się biegiem.
Płakała jak nigdy.
----------------
*Belleza to nazwa firmy. Znaczy "piękno"
Zaczął
się nowy rok szkolny i co niektórzy bardzo z tego powodu narzekają, w
tym ja, ale nie jest tak tragicznie. A piszę tak pewnie jedynie dlatego,
że jestem chora. Tak naprawdę to dziękuję (i piszę to na tym blogu nie
pierwszy raz) temu wirusowi, że się przypałętał, ponieważ mogłam
ukończyć notkę. Jestem pewna, że szybko bym jej nie skończyła, a zależy
mi na wyrobieniu się do takiej jednej daty z następną notką.
Wiem,
pisałam, że razem z pojawieniem się tej notki pojawi się również nowy
nagłówek, ale wykonany mi się nie podoba a nie mam natchnienia by robić
następny.
Zmieniłam cytat na belce. Potraktujcie to jako zapowiedź ;) Będzie on szczególnie pasował.
Notka
wyszła inaczej niż miałam w początkowym zamyśle - szczególnie koniec -
ale nie żałuję. Jestem z siebie zadowolona :). Skończyło się tak, że
nadal będziecie lubiły Caradoca Dearborna i pukniecie się w czoło czemu
miałybyście nie, ale cóż.
Trzy
części, ten fakt naprawdę mnie przeraża! Ja mam normalny, regularny
słowotok! Zawsze dużo mówiłam, ale to już przesada! Ktoś do mnie dwa
słowa - ja do niego tyle ile zmieści się w jeden sms!
Mam
nadzieję, że w następnej notce wszystko wyjdzie tak jak chcę - data,
emocje, nagłówek i brak podziału na części, choć nie ręczę - bo tak jak
miałam jeden pomysł na tą, - tak na następna mam tylko dwie sceny w
głowie.
Ale jak notka? Mam wrażenie, że wszystko za szybko się wydarzyło. Jestem bardzo ciekawa opinii!
Będziecie bić?
Jejku! Trzy części! Ale wiesz co? Ja wolę jak są takie dłuższe notki, bo wtedy można się wciągnąć i w ogóle, także ja kocham ten Twój słowotok <3
OdpowiedzUsuń"Kiedy jednak poczuła jak jego ręka odnajduje drogę na jej pośladek, odepchnęła go." Ekhm. No zboczeniec z tego Caradoca, no! Pierwszy pocałunek, a ten już chce obmacać Lily xd haha xd ale i tak go lubię ;D A poza tym, to... właściwie dlaczego nie powinnyśmy go lubić.? Ciekawe. Bardzo ciekawe...;>
Ach.. pisałam Ci kiedyś, że lubię czytać kłótnie między Lily i Jamesem? Chyba nie xd no to teraz piszę ;D No więc lubię czytać kłótnie Lily - James. Są taaakie pełne "miłości" ;D A tamta kłótnia też mi się podobała. Nawet baaardzo ;> Ty to masz głowę, żeby takie teksty dla nich wymyślać ;D
"- Jesteś głupia, Lily? Chłopak poświęcił quidditch, żeby spędzić z tobą trochę czasu. - James
- Zamknij się! Co ty możesz o tym wiedzieć? - Caradoc
„Nie wiem czy sam bym tak nie postąpił”, pomyślał James." [cytat w skróconej wersji;]] Achhh. Lily to będzie miała dopiero dylemat. Dwóch chłopaków ją kocha - Caradoc i James. Ciekawe, którego ona kocha ;>> I kogo wybierze.*myśli*
Na tym kończę i czekam na kolejną notkę, pisz szybko błagam! ;D
Życzę kolejnych 3 części jednej notki ;]
i weny też życzę.
i zdrówka! ;*
Się rozpisałam trochę ... ;D I coś jeszcze miałam napisać... No zapomniałam, no! Przed chwilą miałam jeszcze gotowe zdanie w głowie, żeby je dopisać, a teraz... już nie. Skleroza nie boli! ;D
UsuńA ! Wiem! ;D Jestem pierwsza!!!! Jupiiii! ;d Co za cud.! ;D
Pozdrawiam .
Szczerze to ja też lubię - podkreślam - czytać długie notki, ale moje wydają mi się w tym względzie jakieś... nieodpowiednie
UsuńW pierwszej chwili pomyślałam, że mnie nazwiesz zboczoną ;D. Oj tam, oj tam. Chłopak się dorwał, to chciał dobrze wykorzystać szansę... Odnośnie sympatii do Dearborna. Nadal byś go, Natalio, lubiła gdyby zrobił krzywdę Jamesowi i wszystko potoczyło się zupełnie, ale to naprawdę, inaczej?
O właśnie tego określenia mi brakowało - że kłótnie Lily-James są pełne uczuć!
Fajny ten tekst? Bosko ;D
Kochana, Lily już kocha tylko jednego ;]
W czwartek wracam do szkoły i bardzo mnie cieszą te przerwy, ale nie 6 prac klasowych i kartkówek do napisania ;( A jak w tej sprawie u Ciebie? Lepiej?
Nie obiecuje nic w kwestii długości następnej!
Już któryś raz jesteś pierwsza, w końcu Ci to spowszednieje ;). A mnie nadal będą cieszyć Twoje komentarze ;*
Hm. Pomyślmy. Czy lubiłam bym Dearborna, gdyby zrobił krzywdę Potterowi? Ciekawe pytanie. Ale nie wiem jak na nie odpowiedzieć. To chyba zależałoby od tego, jak wielką krzywdę Caradoc zrobiłby Jamesowi. ;D Ale myślę, że taaaak. No chyba, że wystąpiłaby jakaś nienaturalnie wyjątkowa sytuacja, której nawet sobie wyobrazić nie mogę ;)
UsuńLily kocha jednego? Podejrzewam, że Jamesa ;] No, ale to się jeszcze okaże ;d
No cóż, u mnie też pełno kartkówek. Codziennie z czegoś. A ja jeszcze mam okropny katar i brak mi chęci do wszystkiego, więc to utrudnia trochę. No, ale mam nadzieję, że dam radę. I Ty też dasz. ;) jestem z Tobą duchem ;*
Cieszą Cię moje komentarze? Dziękuję, cieszę się, że Ty się cieszysz ;D
Czekam na Twój kolejny słowotok. ;)
I pamiętaj! Jestem z Tobą duchem <33
Dobra, zostawiam sprawę Twojej sympatii do Caradoca w spokoju! Niektórych się po prostu lubi i już ;) i na pewno nie będę opisywać teraz przebiegu zrobienia-krzywdy-Potterowi.
UsuńNo, a jak inaczej nazwać to, że się uśmiecham jak czytam Twoje opinie? Ja naprawdę zachodzę w głowę, co tak dobrego zrobiłam, że udało mi się Ciebie 'spotkać' ;**
O tak! Razem damy radę ;D Nie ma innego wyjścia mając przy sobie Twoją duszyczkę :)
Hm, No właśnie. Jakim cudem ja znalazłam Twój blog w tak rozległym świecie internetowym? Nie wiem. Jakoś przypadkiem weszłam na ten o to blog tylko na chwilkę, pewnie z ciekawości znając mnie xd a potem zostałam na dłużej, zaczęłam czytać no i jestem! ;D
UsuńA Caradoca no po prostu lubię i koniec kropka. Jamesa też lubię, ale jego już znam z milionów innych blogów, a Caradoc to taka nowość ;D Hahaha xd Ale ja dziwna jestem ;>
Aż taka dziwna nie jesteś :)
UsuńChciałam by Dearborn był czymś nowym, ale nie chciałam wymyślać od początku do końca jego postaci. Wolałam, żeby miał jakiś pewny punkt w tej historii tj. miejsce w Zakonie. Tak właściwie tylko to o nim wiadomo ( przynajmniej ja do żadnych innych informacji się nie dokopałam ).
Niesamowite.! Genialne, szczegolnie koncowka;) I nie wiem czy cie zaskocze, ale od poczatku nie lubilam Caradoca... Chce Jamesa!:D Nie mam nic przeciwko twoim slowotokom, moglabys go niedlugo pwtorzyc?^^ haha! Co to za wazna data nastepnej notki?
OdpowiedzUsuńPozdrowienia:*
Mamy wspólne zdanie :)
UsuńRany, przestanę miauczeć nad sobą skoro mój słowotok nie jest nielubiany. Powtórzę go kiedyś na pewno ;D
Dzięki za opinię ;)
Biedny James. Tak mi go szkoda. Teraz to normalnie wręcz nienawidzę Caradoca!
OdpowiedzUsuńNa samym dole napisałaś :"Skończyło się tak, że nadal będziecie lubiły Caradoca Dearborna i pukniecie się w czoło czemu miałybyście nie, ale cóż." ale ja po tej notce chyba jednak nadal będę do niego żywiła nienawiść! Chociaż dobrze rozumiem dlaczego jest tak a nie inaczej, bo przecież jak Lily i James będą razem to o czym tu pisać, więc rozumiem.
Nawet moje "uczucia" do Lily się zmieniły - teraz jeszcze bardziej ją lubię.
Ale się rozpisałam, ze ho ho! Ale nie mogę zapomnieć o ocenieniu notki. Jest jak zawsze świetna, super i ekstra. Dobra już kończę bo strasznie się rozpisałam! Buziaczki! I zdrowiej!
Kocham Cię za stwierdzenie "...rozumiem dlaczego jest tak a nie inaczej, bo przecież jak Lily i James będą razem to o czym tu pisać..." Twoje podejście jest powalające, miłośniczko związku L&J ;DDD
UsuńWytłumacz mi, proszę, dlaczego jeszcze bardziej lubisz Evans? Zwyczajnie mnie to ciekawi.
A na Ciebie też się choroba zaczaiła, nie? Żebym się musiała tego przypadkowo dowiadywać...!
Dlaczego jeszcze bardziej lubię Evan?Myślę że za to zdanie : "- Nie będę! – krzyknęła Lily cienkim głosem. Ciągnęła swoje myśli na głos. – I niech mi pan zabierze wszystkie punkty też nie będę! Żebym miała dostawać same T, nie będę. Może mi pan dać tysiąc szlabanów, iść do profesor McGonagall, albo do dyrektora, lub wysłać do rodziców list ze skargą, i tak nie będę. Nie!". Czy ja czasami też tak nieskładnie mówię, no tak że nikt nie wie o co chodzi? No właśnie - mówię. No i za to że wpada w kłopoty, szczególnie odkąd kreci się wokó niej ten cały Carodoc (grr!). A ja to nie wpadam w kłopoty? A widzisz - wpadam. No i przez to wydaje mi się (tylko i wyłącznie mi) że Lilka jest trochę podobna do mnie.Dla niej to obelga, a dla mnie komplement. Tak wiem jestem dziwna. Cóż na to poradzę, taka jestem.
UsuńTak, masz rację choroba mnie dopadła, a raczej zapalenie płuc, ale jest już ok, wróciłam do szkoły, no może akurat ten fakt nie jest zbyt dobry...
Się Rozpisałam,dobra kończę. Do najbliższego zobaczenia lub napisania. ;D
Lilka wpada w kłopoty odkąd poznała Caradoca? Nie sądziłam, że tak to można odebrać. Właściwie... właściwie to nawet nie wiem co nazywasz kłopotami.
Usuń