- No ja – odezwał się Potter, jakby to było oczywiste. Wstał z ławki.
- Skoro musisz – mruknęła i odeszła.
James
siedział po przeciwnej stronie stołu, więc zaczął biec, żeby dogonić
dziewczynę. Co niektórzy wykręcali się w swoich miejscach, albo
odwracali głowy jeśli ich mijali głodni jakiegokolwiek występu. Wszyscy
wiedzieli dlaczego szukający był w szpitalu, ale gdyby poznali szczegóły
to byłaby pożywka na jakieś dwa tygodnie. Chłopak niestety tylko
zwolnił do jej tempa i szedł normalnie, a ona nie zareagowała. Kiedy
przekroczyli próg, a potem oboje zniknęli za rogiem nie jeden
Hogwartczyk miał zdziwienie na twarzy.
James
przepuścił Lily w drzwiach, a ona podrapała się za uchem wyswabadzając
kosmyki swoich rudych włosów i mogła się uśmiechnąć na ten gest. Duże
krople deszczu ich zaatakowały. Potter rozciągnął nad nich zaklęcie,
które odpychało deszcz. Lily zwróciła na niego swoje zielone oczy w
kształcie migdałów.
-
Dziękuję – powiedziała wolno. Popatrzyła na chmury nad sobą, odruchowo
zmrużyła oczy. Zdjęła z siebie zaklęcie. – Ale dzisiaj wolę zmoknąć. –
Popatrzyła na jego skrzące oczy. Były tak słodko orzechowe w świetle z
różdżki. Dobrze wiedziała jak bosko się uśmiechnął i bez patrzenia.
Zobaczyła jak na jego koszuli pojawiają się ciemniejsze kropki.
- Zmoknijmy więc razem – zaproponował.
Uśmiechnęła
się szeroko, ukazując zęby i złapała nagłym ruchem Pottera za rękę. Tak
go to zdziwiło, że mało co nie poślizgnął się na schodach, po których
go ciągnęła. Tak rozkosznie się zaśmiała. Zapragnął schwycić ją w
ramiona i nigdy nie puścić. Przyglądał się jej z szerokim uśmiechem,
czując jej ciepłą dłoń w swojej. Była przemoknięta a zarumieniona od
śmiechu. Zupełnie jak po meczu, tam też była taka radosna. I również
wtedy jak i teraz, nie wiedział jaki był tego powód. Co gorsza, ona sama
zdawała się nie być tego świadoma. A potem odeszła z Dearbornem.
Wyswobodziła
dłoń i puściła się pędem przez błonia. Byle dalej, szybciej. Zakręciła
się dookoła własnej osi i rozłożyła ręce jakby chciała zagarnąć do
siebie całe piękno świata. Wdychała mocno powietrze. Lubiła zapach
powietrza po deszczu, ale ten też był cudowny. Taki czysty i
orzeźwiający. Rozejrzała się i w oczy weszła jej sporej wielkości
kałuża. Podskoczyła do niej i dając ogromnego susa wpadła w nią. Błoto i
woda rozpryskały się na boki. Zaśmiała się. Zawsze chciała tak
postąpić.Tym razem nie było jej szkoda butów czy spódnicy, ani nie miało
być jej wstyd, że wróci brudna do domu, bo deszcz i tak wystarczająco
już moczył jej ciało, bowiem nie miała płaszcza ani kurtki, tylko to, w
czym chodziła po zamku. Tak samo jak Potter. Gdzie on jest?
Wypatrzyła
go w ciemnościach. Stał nadal w tym miejscu, gdzie puściła jego dłoń.
Podskoczyła w kałuży dwa razy, zachęcając go by do niej podszedł. Nie
ruszył się. Szkoda, że było tak ciemno. Była ciekawa co wyraża jego
mina, a Lily potrafiła czytać mu z twarzy.
- Złap mnie! – wydarła się.
Błyskawicznie się odwróciła i zaczęła zbiegać z wzniesienia w stronę
jeziora. Ślizgała się na mokrej trawie i nogi zapadały jej się w
rozmokniętą ziemię, ale to tylko bardziej ją mobilizowało. Biegła i
biegła i coraz bardziej jej się to podobało. Wypatrzyła rozłożysty buk -
było to pierwsze co zobaczyła od dawna, bo wkoło niej była tylko
ciemność - więc skierowała się do
niego. Obejrzała się za siebie, chcąc sprawdzić czy Potter jest za nią.
Nie zobaczyła nic i zrzuciła winę na mrok. Nagle zderzyła się z
drzewem. Drzewem? To dlaczego ją obejmuje? Wstrzymując resztki powietrza
spojrzała przed siebie.
- Mam cię – wymruczał James głosem głębszym niż zazwyczaj.
Zadrżała
na tę bliskość. Jeśli nie zadrze głowy do góry będzie się gapić na jego
klatkę piersiową, która poruszała się mniej gwałtownie po biegu niż
jej, ale obie ocierały się o siebie. Zadarła. A on się pochylił. Dygnęła
lekko. Co za ironia, ucieszyła się, że ją trzymał. Miał teraz
czekoladowe oczy, a okulary zsunęły mu się na koniec nosa. Uniosła
niepewnie ręce i poprawiła je. Najpierw lekko się zdziwił a potem
uśmiechnął uwodzicielsko. „O nie, nie, nie”, jęknęła z żalem w myślach.
Rozplątała jego ręce ze swoich pleców i zrobiła krok do tyłu. Nie
wiedziała gdzie podziać oczy.
- Co zrobiłem? – Westchnął.
- Musicie być z Blackiem tacy do siebie podobni?
- Co? – Tak go to zdziwiło, ze aż się uśmiechnął. Spojrzała na niego znacząco i zrobiła minę jakby wyjątkowo znudził ja swoją głupotą.
Potter
zamrugał kilkakrotnie, po czym cofnął się pamięcią o te kilka chwil.
Obejmował ją, patrzył na zaczerwienione policzki, na grzywkę przyklejoną
deszczem do czoła, a potem, kiedy podniosła głowę, spojrzał w oczy,
które błyszczały uroczo, na rozchylone usta łykające powietrze. A kiedy
poprawiła mu okulary uśmiechnął się zachęcająco… I ona go porównała do
Blacka! Czy Syriusz musi podrywać naprawdę wszystkie dziewczyny, nawet
Lily ? Chyba się zagalopował.
- Mam mu dobić? – zapytał, patrząc na nią zacięcie.
Spojrzała na niego ostro.
- Nie no, coś ty. Nie będziecie się kłócić przeze mnie. – Minęła go i poszła w stronę zamku.
-
Nie ostatni raz. Słuchaj – podszedł do niej i zarzucił ramię na rudą –
powiedz jedno słowo a Syriusz nie zapomni tej chwili, w której go
spotkam.
- E… no wiesz, sobą był po prostu – bąknęła wymijająco i popatrzyła gdzieś w bok.
-
Uwierz mi. Ty go nie miałaś szansy poznać. Powiedz co zrobił –
poprosił. Odgarnął jej włosy na plecy, żeby móc widzieć jej twarz.
A
wiesz, zlustrował moje nogi, przymilnie założył mi włosy za ucho, a na
końcu ja zakręciłam przed nim tyłkiem i uciekłam, kiedy zrobił baaardzo
wymowny wyraz twarzy.
- Nie chodzi tylko o dzisiaj – powiedziała w końcu.
- Nie tylko? – W głosie Pottera było jeszcze większe niedowierzanie.
-
Tylko nie wciskaj mi kitu, że ci się nie pochwalił swoją idealną
dedukcją. „Te szpitalne łóżka są takie ciasne, ale było gorąco?”
„Wyglądasz jakby cię ktoś przetarzał” – zacytował Syriusza, słabo udając
jego głos. Spojrzała na niego nieco urażona przywołanymi wspomnieniami.
Potter podciągnął brwi tak wysoko, że prawie zginęły pod włosami.
- O-o czym ty mówisz?
- Och, daj spokój. To nie możliwe, że ci się… Nie pochwalił ci się?! – Schowała twarz w dłoniach i coś wybełkotała.
- Hm?
- Mówię, że masz o tym natychmiast zapomnieć! – Stanęła naprzeciwko niego i dźgnęła palcem.
-
To, że wbijesz we mnie palca nie sprawi, że zapomnę. – Zaśmiał się
serdecznie. – Ooo Lily… - cofnął się z podniesionymi rekami w poddańczym
geście, patrząc na jej różdżkę, którą obracała w palcach. – Nie
zabierzesz mi wspomnień – zaczął pewnie. – Będziesz miała kłopoty jak
dowiedzą się, że to ty.
- A niby skąd? – Prychnęła. – Nikogo tu nie ma, a ty nie będziesz pamiętać. – Uśmiechnęła się wrednie.
- Oj, Lily, proszę cię. Miałaś tysiące innych razem spędzonych chwil, za które mogłabyś wyczyścić pamięć. Ale ten wieczór?
-
Masz rację. – Wzruszyła ramionami i wsunęła różdżkę w rękaw. Odetchnęła
lekko i pokazała mu głową, że idą dalej. Po krótkiej gonitwie myśli
James zdecydował się odezwać, nie mogąc się powstrzymać.
-
Znam Syriusza lepiej niż siebie. Czy chodziło ci o ten wieczór, kiedy
wróciłaś ode mnie ze Skrzydła Szpitalnego, tak potargana i w ogóle?
- Skąd…?
-
„Przetarzał” – Zaśmiał się na widok jej zgorszonej miny. – Naprawdę
znalazł tak delikatne słowo czy to prawdziwe nie chcę ci przejść przez
gardło?
-
Znalazł – przyznała niechętnie. „Delikatne”? Dla niego było
„delikatne”, a ona aż wrzała na to wspomnienie. Po chwili wybuchła. – Co
go to w ogóle obchodzi?! Nawet jeśli coś się wydarzyło, to jakim prawem
on mnie wypytuje? Mnie! Bo ciebie to ja jeszcze rozumiem, jesteście
przyjaciółmi. Ale ja z nim mam tyle wspólnego co z każdym chłopakiem z
wieży. Cześć-cześć i tyle. Tylko ja jemu „cześć” nie mówię. A on mi
takie rzeczy wytyka. Takie rzeczy!
- No jakie? – Podsunął jej pod nos pytanie, korzystając z transu w jaki wpadła.
-
Żeśmy się całowali i to jakoś tak bardziej… ostro, sądząc po tym, że
wytknął mi tez moją zagryzioną wargę i stargane włosy. Pewnie uwił też
sobie w tej głowinie, że było coś więcej skoro wyskoczył z tym
niewygodnym łóżkiem szpitalnym i… Yyh – zaczerpnęła powietrza ze
świstem. – I jesteś niemożliwy. Wyciągnąłeś ze mnie wszystko.
Wszy-ściu-sień-ko. A jeszcze chwile temu groziłam ci różdżką.
- Chyba jednak nie wszy-ściu-sień-ko. – Zauważył jak odwraca głowę. – Nadal nie wiem co zaszło miedzy tobą i Syriuszem.
- Skąd ci to przyszło do głowy? – Potarła czoło dłonią.
- Ty byłaś u Slughorna, Syriusz poszedł do Slughorna, a Slughorna co? Nie było?
-
Był, był. Pfuuu. – Nie miała dłużej ochoty się tak wykręcać. Strasznie
ją męczyło uważanie, żeby nie przekręcić jakiejś wcześniejszej
wypowiedzi. Była pewna, że by to wyłapał. – Powiem ci, ale o resztę
pytaj Blacka. Ja ci tego nie powiem, bo spaliłabym się ze wstydu.
- Ok., niech będzie.
Odetchnęła
głęboko chcąc opóźnić moment, ale i się uspokoić. To było poniżające.
Spowiadać się przed Potterem. Nie była przyzwyczajona do zwykłej wymiany
zdań atu masz! Miała mu się zwierzyć z czegoś co bardzo ją zawstydzało.
Opowiedziała
zaczynając od momentu, w którym profesor zaczął się jąkać. Słuchał w
skupieniu, chłonąc każdą wzmiankę o Syriuszu i próbując rozwiązać
zagadkę co tak zgorszyło Evans. Zacisnął szczękę, kiedy powiedziała mu
jak odgarnął jej włosy, a wcześniej wgapiał się w jej nogi. Co mu wpadło
do łba?! Lily doszła do momentu, gdzie wstała z krzesła i zapowietrzyła się tak mocno, że aż zachłysnęła się powietrzem. Popatrzyła na niego niewinnie.
„Wstała
i odeszła”, pomyślał James. Więc czego się wstydziła mu powiedzieć? Nie
miał pojęcia. Strasznie mu się to w niej podobało, rzadko kiedy
potrafił ją zrozumieć. Ale tam musiał coś zrobić Syriusz, ewidentnie.
-
Lily, to nie było nic strasznego – zapewnił. Evans wymamrotała coś co
brzmiało „Tak ci się tylko wydaje”. Chwile szli w milczeniu, pogrążeni
we własnych myślach. Deszcz przestał lać, ale siąpiło, wiatr był
lodowaty jeszcze bardziej przez to, że mieli przemoczone ubrania i z
włosów kapała im woda.
-
I nie wiesz w końcu co chciał od ciebie Ślimak? – James otworzył przed
nią drzwi wejściowe. Tym razem nie zasłaniała się włosami żeby
uśmiechnąć.
-
Nie na sto procent. Myślę, że chciał, żebym douczała jakieś dzieciaki z
eliksirów. – Jęknęła na samą taką myśl. – Powinnam do niego pójść i
powiedzieć, że się zgadzam.
- Zgodzisz się? – zdziwił się. – Przecież to niewdzięczna robota. – Patrzył na nią i widział jaką ma do tego niechęć.
-
Będę miała wyrzuty sumienia jeśli któreś z nich nie zda. – Spojrzała na
niego. Zaśmiała się krótko na widok jego włosów, które zdołał ujarzmić
deszcz. Nie odejmowało mu to uroku, ale zdecydowanie lepiej wyglądał,
kiedy był poczochrany. – Dziękuję ci, James.
-
Drobiazg. – Już miał się uśmiechnąć po swojemu, ale przypomniał sobie w
ostatniej chwili jak zareagowała wcześniej. Wsadził rękę we włosy, ale
nie wyszło mu to tak jak zwykle. Rozchlapał wkoło siebie drobinki wody.
- Przecież możesz się przy mnie uśmiechnąć – powiedziała rozbawiona. Zmarkotniała. – Idę. To cześć.
- Cześć – odpowiedział nieobecnie.
Mimo
pożegnania żadne nie odeszło. Żadne z nich nie pokusiło się o
jakikolwiek ruch, poza mrugnięciem powiek. Lily wpatrywała się w
szkiełko okularów Pottera, bo migotał w nich rządek pochodni i ona sama.
Później zajrzała głębiej, przeszywając szkło. Kolor jego tęczówek
zmienił się z gorzkiej czekolady spod buku, na słodki i przejrzysty
kolor orzecha laskowego. Była tym w jakiś dziwny sposób zachwycona.
James
przypatrywał się jej oczom, które nie patrzyły w jeden punkt, tylko
skakały żywo. Uwielbiał ich migdałowy kształt, zielony odcień i odrobinę
za dużą wielkość, która była nieco nienaturalna, ale żadna inna nie
byłaby tak idealna. Ich kolor stonował się od liścia mięty do szmaragdu
podświetlonego blaskiem słońca. Był tym zafascynowany.
Nie wiadomo ile jeszcze trwałaby ta chwila gdyby nie uaktywnił się zdrowy rozsądek Evans.
- Em… S-Slughorn zaraz… - Machnęła za siebie ręka, jak gdyby ten gest wszystko wyjaśniał. Chcąc pozbyć się chrypy chrząknęła.
Potter
wciągnął melancholijnie powietrze i kiwnął głową. Rozumiał. Miała
sprawę do załatwienia, nieprzyjemną, więc chciała ją jak najszybciej
rozwiązać.
Kiedy zrobiła niepewny krok w bok, odwrócił się. Cofnął się niemalże w tym samym momencie.
- Nie będę pytał Syriu…
Już jej nie było.
-
Panie profesorze! – krzyknęła, wpadając do gabinetu Slughorna bez
pukania. Podskoczył w swoim frędzlowatym fotelu wybudzony z drzemki i
rozsypując jakieś cukierki, które trzymał na kolanach.
- Lily? Przestraszyłaś…
-
Jeśli chodziło panu o to, żebym dawała dodatkowe lekcje z eliksirów
dzieciakom – powiedziała twardo, podchodząc bliżej i nie zwracając uwagi
na późna porę i to, że stał przed nią nauczyciel w szlafroku – to niech
będzie – oświadczyła wzruszając ramionami.
- Dodatkowe lekcje? Dzieciaki? – Sapnął. Cukierki gdzieś znikły. – Chodzi ci o naszą niedokończoną…
- Właśnie. Przepraszam, że tak nagle wyszłam. – Spuściła oczy dla lepszego efektu. - Ale Black… rozstroił mnie nerwowo.
- Ach tak, Syriusz Black – westchnął z nieukrywanym żalem. – Chciałbym mieć go u siebie. Tak jak…
-
…mnie. Tak, tak wiem – powiedziała znudzonym tonem słysząc to
po-raz-któryś-setny. – Dzięki Bogu Tiara zadecydowała inaczej. –
Wzniosła ku górze oczy w podzięce.
Horacy
spojrzał na nią smutno. Zawsze równie śmiała odpowiedź. Taka zdolna,
dobrze się zapowiadająca młoda czarownica, w dodatku z wielkim dobrym
sercem oraz ładna. Na pewno zajmie się czymś odpowiednim po Hogwarcie i
zajdzie daleko. Mogłaby wybrać Czarodziejską Akademię Teatralną, nikogo
nie ma w tej branży. Albo zostać uzdrowicielką, zawsze dobrze znać kogoś
w Mungu. Żeby zostać aurorką była zbyt rozsądna. Rósł stopień
śmiertelności w tym zawodzie.
-
No już niech profesor tak na mnie nie patrzy. Dobra. Chciałabym
wiedzieć z kim, kiedy i gdzie?- rzekła, bębniąc palcami po jakimś
stoliczku. Nie miała pojęcia skąd w niej tyle wigoru, rześkości.
Profesor też się zdziwił, bo zamrugał oczami kilka razy i dopiero po chwili odpowiedział.
-
Może być w starej klasie od eliksirów, będziesz miała kociołki i
ingrediencje w kredensie. Dwa razy w tygodniu, trwać będą mniej więcej
tyle co zwykła lekcja. Co do godziny spotkań domów się z Caradociem
Cearbornem.
Słowna
to ja nie jestem! Znowu porozwalałam notkę na części, ugh! Dłuższa
przez te głupie dialogi. Serio ich nie lubię - zajmują tylko miejsce i
jak je piszę to nie umiem pisać opisów.
Nie podoba mi się, ale jakaś równowaga w przyrodzie być musi - poprzednią notkę bardzo lubię (och, moja skromność :P)
Teraz
tak: mam szkielet historii [naprawdę, pospisywany na takich małych
karteczkach i włożony w kopertę, czeka aby go rozbudować, to są
pojedyncze sytuacje, a nawet krótkie wymiany zdań ale cóż tak mam i już]
włącznie z tak zwanym przez was "trójkątem", mam już (bardzo skromny)
wątek na Ann, zejście głównych bohaterów obmyślone. Do tego ostatniego
zostało mi trochę czasu i muszę go czymś wypełnić.
I
tu się pojawia gorąca prośba do Was Czytelnicy. Możecie podać mi jakieś
sugestie, pomysły co do tego o czym chcielibyście przeczytać w
następnych notkach na GG lub na E-MAILA (adresy po lewej stronie, pod nagłówkiem)? Chociażby słowo o tym, który bohater Was interesuje by o nim napisać.
Nie obiecuje, że je jakoś wplącze, bo muszą być spójne z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością.
Ale bardzo mi się to przyda. Dziękuje ;*
Przepraszam
za wszelkie błędy (wiem, że są), ale od trzech dni pojawia mi się jakiś
cholerny błąd na Onecie i poprawiam je, i poprawiam a za każdym razem
gdy chcę zapisać poprawki widzę ten paskudny błąd. I jeszcze te
zapewnienia, że twojemu blogowi nic nie jest, wracasz i szlag trafił
poprawki!
Czekam na Wasze propozycję :)
Edit 13.08 - paskudny błąd już się nie pojawia więc zrobiłam poprawki.
Boże . ;| Onecie! Ostrzegam! Jeszcze jeden raz wyskoczy mi błąd na stronie, to wyślę do ciebie wirusa!
OdpowiedzUsuńNotka - super. To prawda, są błędy. Ale i tak mi się podoba xD A najbardziej podobał mi się moment Lily i Jamesa na dworze <33 Ach. ;D Normalnie... chcę więcej takich xD A.. mało coś "występował" w tej notce Caradoc. ;) Ciekawe, jaka będzie reakcja Rogacza, gdy się dowie kogo uczyć będzie jego ukochana ;] I ciekawe jeszcze, co się dzieje z Dorcas.
A w następnych notkach chcę czytać o Remusie. ;) I oczywiście o "trójkącie" czyli o Lily, Jamesie i Caradoku ;D A o Caradoku najwięcej ;D
No, to tyle, mam tylko nadzieję, że ONET więcej nie będzie sprawiał problemów. ! Bo jak nie.... internet wyleci przez okno, razem z komputerem. i monitorem.
Pozdrawiam. ;)
Weny życzę. ;**
Muszę Cię zmartwić. Takich sytuacji jak ta z Evans i Potterem będzie coraz mniej. Caradoc się po prostu dzisiaj nie zakręcił koło Lily, bo był obrażony na Slughorna, że wymyślił coś takiego jak korki ze znienawidzonych przez niego eliksirów.
UsuńReakcja Rogacza? A co on ma do gadania ;D
O Dorcas napiszę.
O Remusie?! To żeś mi rzuciła rękawice. Uwielbiam go, ale mam z nim problem jako nastolatkiem ;( Cóż, kto obiecywał, że będzie łatwo?
Chcę, żebyś nie lubiła Caradoca. Ja go nie lubię, w pewnym sensie. Może i jest uroczy i sprawia wrażenie miłego, ale... Się zobaczy ;)
Onet już mi sprawił problem. Nie mogę wstawić nowego nagłówka!
Buziak :)
Nie lubić Caradoca? Dlaczeeeego?! ;D
UsuńObecnie Ci się nie dziwię ;)
UsuńAle mam nadzieję, że uda mi się wszystko poprowadzić, żeby nie bardzo tak zostało ;D
Śliczny nagłówek! Podoba mi się <33 ;D
UsuńA co do twych słów, rozumiem, że on.. coś zrobi. Podejrzewam, że Lilce... Ale co zrobi? Oto jest pytanie dnia... ;))
"rozumiem, że on.. coś zrobi. Podejrzewam, że Lilce..."
UsuńFajnie i dziwnie to brzmi.
A ja jestem jak Hagrid - mam za długi język!
Bardzo Ci dziękuje za nagłówek :) Namęczyłam się nad nim, nie tyle co nad robieniem, a co nad wstawieniem ;/
Notka jest super, owszem jest jest tak bombowa tak poprzednia, lecz mnie osobiście się podoba. Fajne jest to że Lily dogaduje się z Jamesem. Ciekawie też zrobiłaś to że Caradoc nie występuje osobiście a jednak nie jest pominięty. Świetne jest też to że Lily porównuje Jamesa do Syriusza, no i to zajście z Blackiem. Super!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam że tak późno piszę (w sensie że dopiero 2 dni po wstawieniu notki) , ale całe dnie spędzam u babci, a tam teoretycznie jest internet, lecz praktycznie raz jest (przez jakieś 3 - 4 sekundy) a raz go niema (przez prawie cały czas), irytujące.
PS: już 1/3 przepisałam na komputer, jeszcze kilka dni i dostaniesz TO na e-maila ;D
Oooo, bomba!
Usuń